wtorek, 22 października 2013

Rozdział "Płacz, to co jeszcze jej zostało"

- Zastanawialiście się jak to jest kiedy na waszych barkach jest tak duża odpowiedzialność? - spojrzałam po wszystkich. Stałam na środku pokoju a reszta siedziała na łóżku albo na podłodze i przyglądali mi się - Wiecie jakie to uczucie jest cholernie przytłaczające? Próbowałam uciec przed tym. Udało mi się. Na dwa lata miałam spokój. Uciekłam przed tym wszystkim - mówiłam donośnym głosem - Uciekłam przed wami - dodałam ciszej
- Przed nami? - zapytała oburzona Prim 
- Tak ale nie zrozum mnie źle - odparłam szybko - Zrobiłam to dla was, żeby nikt ani nic was nie skrzywdziło, a zwłaszcza żebym ja was nie skrzywdziła. Wy nie mogliście tego czuć ale ja z dnia na dzień czułam się gorzej. Przez te dwa lata próbowałam wyciszyć te uczucie. Zabijałam innych ludzi i istoty nadprzyrodzone by zagłuszyć to uczucie. Udawało się dopóki organizacja nie kazała mi tutaj przyjechać.
- Dreena bo Twoim przeznaczeniem jest być tutaj z nami. Nie rozumiesz? - odparła Prim
- Mylisz się, moim przeznaczeniem jest być królową. Mogę was przepraszać za to, że was w to wciągnęłam ale to nie miałoby sensu, ponieważ i tak odejdę. Ja już się z tym pogodziła a wy?
- Damy radę, przecież ostatnio też zostawiłaś nas na dwa lata. Jak wtedy daliśmy radę to teraz też damy - warknął Lukas i wyszedł z mojego pokoju.
- Lukas - powiedziałam smutnie kiedy zatrzasnął drzwi. Wzięłam oddech i niechętnie spojrzałam ma resztę - Też wyjdziecie? 
- Dreena nie tylko Tobie jest ciężko. Jesteś dla nas bardzo ważna i nam jest ciężko się pogodzić z tym, że odejdziesz - Jessica powiedziała cicho
- Zostało nam 4 dni, wykorzystajmy je by wam ulepszyć życie - uśmiechnęłam się lekko - Pójdę po Lukasa - wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Pokierowałam się w stronę salonu i ujrzałam Lukasa przed telewizorem. Usiadłam obok niego i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Leciała właśnie bajka  Scooby-Doo - Jak się czujesz? - zapytałam spoglądając na niego. 
- Nie chce Cię tracić - odparł i szturchnął mnie łokciem. 
- Wciąż będziesz miał wspomnienia - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam się do niego.
- Ale Ciebie nie będzie. Dwa lata wytrzymałem ale Dreena jeżeli odejdziesz to ja też - spojrzał mi w oczy i ujrzałam to czego nie chciałam. Jego oczy wyrażały, że nie kłamie. 
- Lukas bądź poważny - westchnęłam
- Pamiętasz jak się pierwszy raz pocałowaliśmy? - uniósł brwi, przytaknęłam - Zostaliśmy wtedy połączeni. Prąd, który Cię wtedy kopnął to było połączenie się dusz. Jeżeli odejdziesz to i ja wtedy odejdę - dotknął mojego policzka ale po chwili szybko zabrał dłoń. 
- Można to jakoś odłączyć? - zapytałam niepewnie. 
- Dreena - Lukas z oburzeniem mruknął. 
- Tylko spytałam, jeżeli jest jakiś sposób to chce to zrobić. 
- Czy ty w ogóle słyszysz co mówisz? - zapytał mnie Lukas oburzonym głosem. 
- Tak. Lukas to pomoże Ci. Wciąż będziesz mnie pamiętał i nasze wspomnienia ale nie będziemy połączeni. Nie będziesz musiał aż tak bardzo cierpieć - wstałam z kanapy - Z kim muszę się skontaktować?
- Serio myślisz, ze pomogę Ci? - zaśmiał się 
- Lukas nie wkurzaj mnie. To nie jest zabawne. Chce Ci pomóc. Powiesz mi czy nie? 
- Musisz odezwać się do Horacego a on Cię dalej pokieruje do odpowiednich osób - odparł nie patrząc na mnie. 
- Idę powiedzieć reszcie, że wychodzę, jeżeli chcesz to możecie zostać u mnie dopóki nie wrócę 
- Idę z Tobą. 
- Nie, nie idziesz - zaśmiałam się i wbiegałam po schodach. Weszłam do pokoju i zastałam wszystkich leżących na moim łóżku - Muszę wyjść, zostaniecie sami u mnie dobrze? - wszyscy spojrzeli po sobie 
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, sama to muszę załatwić - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Na schodach minęłam się z Lukasem
- Dreena tu też chodzi o mnie, powinienem iść z Tobą - chwycił mnie za łokieć. Wywróciłam oczami.
- Dobra chodź - mruknęłam i szybkim krokiem wyszłam z domu.
         Po około 15 minutach doszliśmy do hali pod szkołą. Lukas całą drogę milczał. Nawet jakby zaczął mówić to nie miałabym ochoty na rozmowę.
- Witaj Dreena - Horacy przywitał mnie na wejściu ale po chwili z jego twarzy zniknął uśmiech - Co jest?
- Mam sprawę a podobno masz znajomości - wycedziłam szybko. Horacy rozejrzał się i po chwili pokazał drzwi, których nigdy wcześniej nie i\widziałam. Pomieszczenie było małe i śmierdziało. Stanęłam przy ścianie tuż obok Lukasa a Horacy stanął naprzeciwko mnie.
- Mówcie o co chodzi - powiedział szybko.
- Chce rozłączyć więź - powiedziałam na co Lukach cicho prychnął pod nosem. Horacy wpatrywał się we mnie dłuższą chwile jakby analizował właśnie to co powiedziałam - To jak?
- Oj Dreena Dreena ty zawsze mnie zaskakujesz - westchnął - Dobrze pomogę Ci a kogo chodzi? - spojrzałam na niego i kiwnęłam w kierunku Lukasa - Lukas współczuje Ci - spojrzał na niego z żalem.
- To dla jego dobra i już odpuść dobrze? - odparłam lekko wkurzonym głosem.
- Spokojnie - uśmiechnął się do mnie - Pokaże wam drogę do mojej koleżanki, która pomoże wam rozwiązać więź. Ale jesteś pewna, że to chcesz zrobić? - przytaknęłam głową i zrobiłam krok do przodu by go popędzić - Lukas a ty? - spuściłam wzrok na dół i wsłuchałam się.
- Taa - powiedział cicho.
- Dobrze skoro tego chcecie - westchnął i rzucił szklaną kulą w ścianę. Kula znikąd się znalazła u niego. Lekko zaskoczona spojrzałam na Lukasa. Uśmiechnął się tylko do mnie - Dobrze idźcie tam a potem ona was odeśle kiedy skończy z wami - spojrzałam na ścianę i ujrzałam błękitną barierę, podobną do tafli wody. Wyciągnęłam do Lukasa dłoń i wciągnęłam go w przejście. Uczucie było podobne do tego przenoszenia jakiego ja używam. Tylko to było inne. Delikatne. Uczucie jakie towarzyszyło mi to bezpieczeństwo. Otworzyłam oczy i ujrzałam pokój ozdobiony mnóstwem błyskotek i różnych pierdół. Poczułam jak Lukas pociera moją dłoń kciukiem. Spojrzałam na nasze dłonie a po chwili przeniosłam na niego wzrok. Kocham go, pomyślałam i po chwili puściłam jego dłoń.
- Witam was - usłyszałam stary głos a potem ujrzałam niską staruszkę.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko - Przyszliśmy by...
- Wiem po co jesteście - przerwała mi - Usiądźcie - wskazała na kwa krzesła. Zrobiliśmy tak jak kazała. Usiadła na krześle naprzeciwko nas - Jesteście pewni swojego wyboru? - spojrzała tylko na mnie.
- Tak - powiedziałam pewnie. Uchyliła w moim kierunku głowę.
- Zastanówcie się dlaczego to robicie i kiedy poczujecie potrzebę ucieczki kierujcie się w kierunku światła. Przejdziecie oczyszczenie dzięki któremu zostanie usunięta więź. Będzie to trudna droga ale jeżeli wam zależy na rozłączeniu to dacie radę. Pamiętajcie dlaczego to robicie to jest jedyna zasada. Droga sama układa się do pary połączonej. Jakie będą rezultaty i co będziecie przechodzili zależy tylko od was - staruszka mówiła zachrypniętym głosem i często robiła pauzy by wziąć oddech - Teraz zamknijcie oczy i chwyćcie się za dłonie. Pomyślcie dlaczego to robicie i stronę światła powodzenia - staruszka sypnęła w nas szarym popiołem i znaleźliśmy się w szarym pomieszczeniu. Nie wiem czy to było pomieszczenie, nie było ścian, podłogi ani sufitu, bardziej przypominało to kule.
- Lukas nie ma odwrotu - szepnęłam i chwyciłam go za dłoń - Pamiętaj dlaczego to robimy, proszę Cię nie poddaj się - skupiłam się na celu. Musiałam uwolnić Lukasa ode mnie. Musiałam pozwolić mu być wolnym. Poczułam ciepło i ujrzałam światło. Powoli zaczęłam puszczać dłoń Lukasa i nasze palce się rozłączyły.
- Kocham Cię - usłyszałam cicho dwa słowa wypowiedziane przez Lukasa.
       Znalazłam się na cmentarzu. Rozejrzałam się i także dojrzałam Lukasa. Stał jakieś 15 metrów ode mnie i wpatrywał się we mnie.
- Uważaj! - usłyszałam stłumiony jego krzyk a po chwili znalazłam się na ziemi. Ktoś albo coś przygniatało mnie. Ciężar znikł i szybko podniosłam się. Ujrzałam demona. Z jego ust leciała krew a w jego dłoniach jarzył się ogień. Ustawiłam się w pozycji bojowej i rzuciłam się na niego. Pchnęłam go mocą przez co upad na ziemię. Skoczyłam na niego i parę razy kopnęłam go w głowę. Wydał z siebie syk a po chwili w jego dłoni znalazł się sztylet. Mocą wyrwałam mu go z dłoni i wbiłam mu je w gardło. Nachyliłam się i wyciągnęłam rękojeść. Obejrzałam się i ujrzałam Lukasa okładanego szponami jakiegoś demona. Biegiem ruszyłam do niego ale napotkałam barierę. Odbiłam się od niej i upadłam na ziemie. Spojrzałam na swój strój. Byłam ubrana w czarny kombinezon. Wsunęłam sztylet za pasek i wstałam z ziemi.
- Lukas! - krzyknęłam i oparłam dłoń o ścianę, która nas dzieliła. Nagle zostałam przeniesiona. Znalazłam się sama na w bibliotece. Rozejrzałam się nerwowo szukając Lukasa. Nadaremnie nie było go. Ujrzałam na końcu pomieszczenia mężczyznę siedzącego za biurkiem. Pobiegłam do niego i oparłam się o biurko.
- Widział pan może chłopaka? Brunet o niebieskich oczach, pokaleczony strasznie.
- Siadaj panienko - nagle za mną znalazło się krzesło i mimowolnie usiadłam - Jestem Sebastian najstarszy z elfów - uśmiechnął się lekko - Jak widzisz to jest moja biblioteka. Trafiają do mnie tylko ludzie, którzy potrzebują mojej pomocy. Tak więc pytaj - rozłożył przede mną ręce w geście otwartości.
- Gdzie mój przyjaciel?
- Przechodzi drogę tak samo jak ty - odparł
- Jest bezpieczny?
- A czy ty jesteś bezpieczna w tej chwili? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie - Musisz zadawać pytania związane z Tobą.
- Czy można ominąć lub nagiąć zasady tronu Jakszini?
- Jesteś pierwszą Jakszini, która o to pyta. Odpowiedz jest taka, że nie - uśmiechnął się i wyciągnął kartkę.
- Nie ma możliwości?
- W świecie istot nadprzyrodzonych nie na darmo rodzi się Jakszini. Jej przeznaczeniem jest zasiąść na tronie.
- Sebastian czy muszę zapomnieć o moim życiu?
- Tak, jest to część rytuału, który pozwoli Ci na nowe życie jako królowa - osunęłam się na krześle zdesperowana.
- Dlaczego się tutaj znalazłam?
- Chciałaś się dowiedzieć czegoś o sobie. To ty wybierasz swoją drogę pamiętaj.
- Ale ja nie mam pojęcia co chce wiedzieć - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Ruszysz dopiero w dalszą drogę kiedy tutaj spełnisz zadanie - uśmiechnął się. Zamknęłam oczy.
- Powiedz mi co ja chce wiedzieć
- Nie Mirabello tak to nie działa - zaśmiał się - Chodź pokaże Ci coś - wstał ze swojego krzesła a po chwili znalazłam się obok niego - Widzisz? - skazał na portrety na ścianie. Ukazywały pięknie kobiety w jednakowych koronach - To są królowe świata istot nadprzyrodzonych. Każda z nich musiała zrezygnować ze swojego życia. Każda osobno musiała opuścić bliskie osoby i zacząć nowe życie. Spójrz na nią - wskazał na czarno białe zdjęcie kobiety - Jest to Diana Montoja. Była ona pierwszą królową. To ona zapisała zasady. Dzięki niej wciąż nasz świat istnieje - chwycił mnie pod ramię i zmusił bym poszła dalej - A teraz spójrz na nią - wskazał na kolejną piękną kobietę ale tym razem bez korony - Jest to Izabell Montoja. Wybrała ona śmierć. Była ona pierwszą Jakszini, która wolała umrzeć niż zasiąść na tronie.
- Dlaczego?
- Kolejna. Beverly Montoja. Była kolejną Jakszini, która wybrała śmierć - pociągnął mnie za dłoń i przedstawił kolejne 8 kobiet, które wybrały śmierć.
- Sebastianie dlaczego mi pokazujesz tylko, te które wybrały śmierć? - zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
- Mirabello pokazałem Ci dziesięć kobiet, które wybrały śmierć zamiast tronu. Żadna nie otrzymała korony jak i życia, ponieważ nie można ominąć zasad.
- Dlaczego wybierały śmierć? - zapytałam niepewnie.
- Każda z nich wybrała miłość. Nie były to najmądrzejsze decyzję. Umarły w imię miłości.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczyłam brwi.
- Mirabello miłość jest ślepa a zwłaszcza dla Jakszini. Wybierają one sobie jednego mężczyznę na całe życie.
- Poprzez więź prawda? - mruknęłam
- Tak - odparł smutnie.
- Można to nazwać klątwą. Diana Montoja, zapisała to - chwycił mnie za dłoń i wciągnął między regały ksiąg. Wyciągnął zakurzoną złotą księgę. Położył ją na ziemi i otworzył - Księga jest pisana tylko i wyłącznie dla Jakszini. Skup się a odczytasz księga ukaże Ci to co szukasz - usiadłam na ziemi i przyjrzałam się niej.
"Droga Jakszini jak miło, że mnie czytasz. Skoro zasięgnęłaś mojej księgi to znaczy, że potrzebujesz pomocy. I takiej uzyskasz ode mnie... Jakszini ma wielki dar. Ma nieograniczoną moc, która poszerza się i nikt nie zna jej ograniczeń... Nie ma możliwości by wybrać inną drogę niż śmierć lub tron. Bycie Jakszini to dar, którego nie można się wyprzeć... Oh więź jest to mój mały haczyk, który ukazuje, która Jakszini jest prawdziwą, królową. Miłość potrafi zniszczyć wszystko. Jest to największe uczucie jakie może człowiek lub istota nadprzyrodzona czuć. Miłość wiąże się z dobrem i złem. Może obudzić w nas dobre cechy lub złe... Jakszini nie ma dużego i trudnego wyboru. Śmierć lub tron... To jest brutalne ale musiałam być pewna, że Jakszini odda się swojej pracy, dlatego jest zapomnienie. Na tronie nie może usiąść Jakszini, która nie jest pewna swoich uczuć do mocy. Musi być w pełni oddana sobie. Musi być rozsądna i patrzeć tylko w przyszłość. Tron albo śmierć. Gdyby nie odeszła z tego świata wciąż byłaby Jakszini, przez co kolejna królowa nawet nie urodziłaby się... Nie musi zapominać poprzedniego życia. Będzie je widziała jak za mgłą na tyle by niektóre momenty mogły jej pomóc podejmować decyzje jako królowa... Przed Tobą ciężki wybór. Wybierz rozsądnie, ponieważ to co teraz wybierzesz decyduje o Twoim życiu... Niech żyją Jakszini!"
Zatrzasnęłam księgę i oparłam się o regał. Schowałam twarz w dłoniach.
- Mirabello proszę chodź ze mną, coś jeszcze Ci pokaże - wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać. Poprowadził mnie do ostatniego portretu. Przedstawiał on moją mamę w koronie - Twoja mama służyła nam równie godnie jak Diana. Niektórzy nawet powiadają, że jest ona podoba do niej. Kobieta, która potrafiła jednym słowem udobruchać władze, który chciał wszcząć wojnę. Kobieta, która zawsze miała czas dla swoich ludzi. Robiła dla nich wszystko co mogła. Godnie służyła światu istot nadprzyrodzonych - spojrzał na mnie - Pamiętaj o tym, że niezależnie co wybierzesz nikt nie będzie Cię osądzał, ponieważ jesteś Jakszini. Największa z największych.
- Dziękuje dostałam odpowiedź - powiedziałam i nagle upadłam.
           Znalazłam się w pomieszczeniu w dziećmi w różnym wieku. 5-latkami, 10-latkami, 17-latkami każdy z nich rozmawiał ze sobą. Nagle go sali weszła pani i nastała cisza.
- O to Mirabella Montoja - wskazała mnie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam po dzieciach - Dobrze dzieci przedstawcie nam wszystko co macie na temat miłości. Dzieci po kolei podchodziły do mnie. Pierw przyszły dzieci najmłodsze. Dawały mi rysunki swoich rodzin i opowiadały jak bardzo są dla nich ważne. Kolej była na dzieci nieco starsze. Podeszła do mnie dziewczyna i przedstawiła się jako Rose.
- Witaj - odparłam do niej - Ile masz lat?
- 16 - powiedziała i uśmiechnęła się lekko - Opowiem pani trochę o mnie. Rodzice mnie zostawili i zostałam wysłana do rodziny zastępczej. W nowej szkole poznałam chłopaka. Miał on brązowe oczy i był nieziemski. Nazywał się Tyler. Był on specyficzny, ponieważ wyróżniał się od swoich kumpli. Zakochałam się w nim a on we mnie. Niecały rok a ja oddałabym za niego życie. Jednak miał on jedną wielką wadę. Miał sekret. Dzień, w którym się dowiedziałam co to za tajemnica zaliczam do najgorszych. Nienawidzę go za to co mi zrobił. Tyler był wampirem. Podczas pewnej nocy, pokazał mi swoją twarz. Nie chciałam go więcej znać. Kiedy go zostawiłam, zaczął zabijać wszystkich moich najbliższych. Powiedział, że pod jednym warunkiem zaprzestanie to. Musiałam pozwolić mu się przemienić. Oczywiście pozwoliłam. Moi zastępczy rodzice wywalili mnie z domu. Przyjaciół nie miałam bo on ich wszystkich zabił. Zostałam sama z tym potworem. Sama byłam potworem. Kochałam go ale nie chciałam by on żył. Zabiłam go i zjadłam jego serce kiedy jeszcze biło. Wiedział, że umrze tak kiedy wyrywałam mu serce z klatki. Jego ostatnie słowa brzmiały tak "Stworzyłem potwora gorszego ode mnie". Więcej już nic nie powiedział - wpatrywałam się je jej twarz. Z delikatnej buzi zmieniła się na złą i niezadowoloną dziewczynę. Widziałam ból w jej oczach. Kochała go a go zabiła. Zabiła ich miłość. Wolała być sama niż z nim.
         Kiedy wysłuchałam wszystkie dzieci, pora naszła na mnie.
- Poznałam go gdy miała, 16 lat. Przyszedł do mnie do domu i przedstawił się jako Lukas. Od samego początku był dla mnie idealny. Kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy zostaliśmy połączeni. Wybrałam go na mężczyznę swojego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam tego. Powoli zaczynałam go kochać. Stawał się on mężczyzną, którego pragnęłam całym sercem. Mieliśmy też złe dni ale jeden zalicza się do najgorszych. Przyłapałam go na zdradzie, która nie była zdradą. Uciekłam na dwa lata do organizacji, gdzie zabijałam wszystkich, których kazano mi sprzątnąć. Wróciłam niedawno i moja miłość do niego nie zmalała. Wciąż go kocham i nie chce by o mnie zapomniał ani ja o nim. Przed sobą mamy ciężki wybór i muszę zerwać więź między nami.
- Bądźcie razem - powiedziała jakaś mała dziewczynka.
- Nie możemy - wytarłam policzek z łez - Muszę zasiąść na tronie i pozwolić wszystkim moim bliskim odejść. Pomimo, że go kocham nie mogę z nim być - już nie mogłam zatrzymać łez. Spływały po moich policzkach. Dzieci jak i wszystko inne powoli zaczęło się rozmazywać.
                 Znalazłam się tuż przy tej samej staruszce, która wysłała mnie w tą drogę.
- To jeszcze nie koniec - odparła i chwyciła mnie za dłoń - Ta droga kończy się tylko dobrze dla jednej strony i w tym przypadku ty kochanie kończysz ze złamanym sercem.
- Co pani mówi? - zmarszczyłam czoło.
- Droga, którą przeszłaś przerywa więź. Tej osobie, której bardziej zależy na przerwaniu cierpi. On zapomni o uczuciu do Ciebie. Będzie pamiętał wszystkie wspomnienia ale nie będzie Cię kochał - wyszeptała. Miałam ochotę krzyczeć. Nie tak miało być. Oby dwoje mieliśmy przerwać więź.  Staruszka rzuciła we mnie szarym popiołem - Teraz jest koniec.
                    Pojawiłam się obok Lukasa w tej samej szarej kuli. Spojrzałam na niego i nagle we mnie wszystko wybuchło. Odsunęłam się od niego i zatrzymałam w sobie wszystkie emocje.
-  Udało się? - zapytał mnie podchodząc bliżej
- Tak udało się - wymusiłam uśmiech - To już koniec. Nic nas już nie łączy i żadne z nas nie będzie pamiętało uczucia miłości do siebie - skłamałam i przytuliłam go.
- Ale ja jeszcze czuje, że Cię kocham - szepnął
- To minie kiedy stąd wyjdziemy, nie martw się - odsunęłam się od niego próbując nie płakać - Gotowy?
- Kocham Cię - powiedział i przyciągnął mnie do siebie - Odwróćmy to wszystko błagam Cię.
- Nie można - szepnęłam walcząc sama ze sobą. Toczyłam wojnę z moimi uczuciami. To co własnie czułam było nie do opisania. Jakby ktoś odebrał mi cząstkę mnie. Dużą cząstkę mnie - Kocham Cię Lukas - ledwo wyjąkałam - Bardzo mocno Cię kocham, pamiętaj o tym - dodałam.
- Dreena jesteś moją kobietą. Kocham Cię - pocałował mnie. Odepchnęłam go a po moich policzkach już spływały łzy.
- A ty jesteś moim mężczyzną - szepnęłam a po chwili spojrzałam w górę - Nie dam rady już! Wystarczy! Koniec! - wykrzyczałam i nagle szara kula zmieniła się na mój pokój. Byłam w nim sama. Sama z tym bólem. Bez Lukasa, bez części siebie.







Mam nadzieje, że uroniliście przynajmniej łzę tak jak ja kiedy pisałam rozdział. 


Przepraszam, że dopiero teraz dodaje rozdział ale nie byłam wcześniej gotowa by go napisać. 

Miłego czytania i liczę na komentarze, ponieważ jeszcze parę rozdziałów i kończymy       Pod Osłoną Cienia.





Wasza Dreena ☺

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział "Będzie lepiej"

Uwielbiam spędzać z nim chwile. Teraz czuje jak bardzo tęskniłam za nim. Pomimo tego, że już kręci mi się w głowie, to jeszcze muzyka gra na cały regulator. Lukas nagle wstał i wyciągnął do mnie dłoń. 
- Mogę prosić do tańca? - uśmiechnął się słodko i lekko zachwiał. Chwile musiałam się zastanowić zanim wstałam. Położyłam mu ręce na szyi a jego dłonie delikatnie zawisły na moich biodrach. Zamknęłam oczy na chwile by uspokoić wirowanie w głowie. Najgorsze co mogłam zrobić. Mój mózg nie mając elementu na jakim może się skupić zaczął szaleć i powoli czułam, że zaraz zwymiotuje. 
- Lukas źle się czuje. Muszę do łazienki, natychmiast - poczułam jak ktoś wyrywa mnie z uścisku Lukasa. Poczułam lekki powiew wiatru a po chwili znalazłam się w łazience z głową przy kibelku. Ktoś delikatnie trzymał mnie za włosy i głaskał po plecach. Z oczy poleciały mi łzy ale nie mogłam zwymiotować. Usiadłam na kafelkach i parłam się głową o ścianę. Spojrzałam na mojego bohatera i ujrzałam Dymitra. 
- Co ty tutaj robisz? - powiedziałam najwyraźniej jak mogłam.
- Tak samo jak ty bawię się ale z umiarem - zaśmiał się cicho i usiadł po turecku naprzeciwko mnie - Jak się czujesz? - odgarnął mi włosy z twarzy.
- Dobrze - wymusiłam uśmiech.
- Nie musisz upijać się by poczuć się lepiej wiesz o tym prawda? - głupie pytanie doskonale o tym wiedziałam.
- To nie tak - odparłam - Po prostu przyszłam się zabawić i trochę przesadziłam. Ale już się czuje lepiej, dziękuje - podarłam się kibla i podniosłam się z podłogi. Stanęłam przy umywalce i opłukałam lekko twarz by nie rozmazać makijażu. Czułam się już wiele lepiej. Już do końca mojego życia nie tknę alkoholu. Mój koniec jest za parę dni, cudownie. Odwróciłam się i spojrzałam na Dymitra. Był przystojny. Lekki zarost, do którego mam słabość i jego niebieskie oczy.
- Wyglądasz ślicznie - skomentował mnie uśmiechając się lekko. Jego wzrok okazywał pożądanie. Nie powinnam. Zostało mi tylko parę dni. Gdzieś tutaj jest Lukas. Kocham go, ale przecież nic się nie stanie. Nie Dreena, nie wmawiaj sobie, doskonale znasz prawdę to bardzo zły pomysł. Usunęłam z głowy ten pomysł.
- Dziękuje - życzliwie odpowiedziałam - Wrócimy do reszty? - podeszłam do niego powoli.
- Pewnie - przepuścił mnie w drzwiach delikatnie pocierając dłonią o moją talię.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jest łazienka? - zapytałam zatrzymując go.
- Bywam tutaj często, nawet mam tutaj dla siebie pokój wykupiony - puścił do mnie oczko i nagle usłyszałam krzyk. Krzyk wielu ludzi. Na sekundę spojrzałam na Dymitra a potem rzuciłam się biegiem w kierunku hałasu. Wbiegłam do jakiegoś pokoju, z którego dochodziły krzyki. Rozejrzałam się ale tutaj panował spokój. Skierowałam wzrok na rozsuwane drzwi. Podeszłam bliżej i doskonale mogłam usłyszeć.
- Gdzie ona jest? - jakiś męski głos warknął. Nie otrzymał odpowiedzi, dziewczyna tylko milczała a po chwili było słychać jak ktoś dostał w twarz i po raz kolejny dziewczyna krzyknęła. Poczuła dłoń na moim ramieniu. Gwałtownie odwróciłam się by uderzyć tego kogoś ale mój atak został zatrzymany przez Dymitra.
- Zwariowałeś? - warknęłam do niego. Zasłonił mi dłonią usta. Przyłożył palec to swoich ust pokazując mi tym samym, że mam być cicho.
- Szukają Ciebie, musisz uciekać - wyszeptał.
- Nie mogę pozwolić by inni cierpieli przeze mnie - ściągnęłam razem brwi.
- Dreena proszę Cię - szepnął błagalnie.
- Trzymaj się z tyłu i mi pomagaj - powiedziałam do niego uśmiechając się lekko - Jeżeli coś pójdzie nie tak Ty uciekaj - pocałowałam go w policzek. Nie boję się. Stanęłam twarzą do drzwi i machnęłam dłonią. Drzwi rozleciały się i kawałki rozleciały się po całym pomieszczeniu. Wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku.
- Brać ją! - ktoś krzyknął i nagle rzuciło się na mnie parę mężczyzn. Odparłam parę ataków z ich strony ale przewyższali mnie siłą fizyczną. Stanęłam za jednym mężczyzną i skręciłam mu kark. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam się ponieść mocy. Naparł na mnie facet o bardzo muskularnej budowie. Odbiłam się od podłogi i wskoczyłam mu na ramiona. Chwyciłam go za głowę i wyrwałam mu ją. Byłam cała we krwi a uczucie, które towarzyszyło mi było okropne. Dreena uspokój się. Robiłaś to milion razy w organizacji.
- Nie mogę - szepnęłam sama do siebie a po chwili zostałam przyparta do ściany i obkładana pięściami po twarzy. Poczułam rażące ciepło i facet zapalił się. Spojrzałam na Dymitra a on tylko puścił do mnie oczko.
- Odwrót! - krzyknął ten sam facet, który wysłał na mnie swoich kumpli. Nie mogłam go dostrzec. Jakby był niewidzialny. Upadłam na kolana i opuściłam głowę w dół.
- Dreena wszystko okej? - jakaś dziewczyna zapytała.
- Nie - szepnęłam a potem podniosłam głowę i poszukałam jej wzrokiem - Tak ze mną jest w porządku a z Tobą? - podeszłam do niej i przyjrzałam się jej raną. Miała cienkie ślady poparzeń na twarzy - Czy jest ktoś ranny?! - krzyknęłam. Na początku nikt się nie odezwał ale po chwili zaczęli się zgłaszać.
       Kolejne 5 godzin spędziłam na leczeniu ich. Nie było łatwo. Każdy miał inne skaleczenia i prawie nikt nie wiedział o istnieniu świata istot nadprzyrodzonych. Bluzgałam na siebie w myślach, że jak mogłam być tak głupia by jako Jakszini iść na imprezę i się zabawić. Byłam wykończona. Leczenie jest trudne. Muszę część swojej mocy napuścić do osoby i potem ją ponownie wciągnąć do siebie. Nie jestem specem w tym i nie potrafię leczyć danego urazu. Moja moc sama wybiera cel i zazwyczaj jej tylko lekko pomagam trafić na dane skaleczenie. Kiedy moc wracała do mnie czuje ten ból osoby przez pewien czas. Płakałam przy leczeniu ich. Oczywiście nie każdego leczyłam, nie każdy potrzebował tego. Kolejną czynnością, którą robiłam było wymazywanie pamięci. Istoty nadprzyrodzone dziękowały mi za to, że pomogłam im i cieszyły się, że poznały mnie. Przyjaciele ciągle byli przy mnie. Prim, Jessica, Peeta, Christian i Lukas obserwowali mnie. Dowiedziałam się tyle, że facet, który napad na wszystkich od razu dopadł się ich. Dlatego nie mogli pomóc innym. Wszyscy poszli do swoich domów. Zostali tylko moi przyjaciele, Dymitr i ja.
- Co on tutaj robi? - Peeta zmierzył go wzrokiem.
- Peeta on jest ze mną - odparłam i położyłam się na sofie - Jestem wyczerpana. Idziemy do mnie? - wszyscy przytaknęli.
      Leżałam na łóżku a na moim brzuchu Lukasa głowa. Stopy miałam oparte o Dymitra, który siedział na końcu łóżka. Peeta leżał na podłodze i był maltretowany przez Prim za to Jessica i Christian rozmawiali o czym na balkonie.
- Muszę z wami porozmawiać - powiedziałam ściszonym głosem - Muszę podjąć decyzję, a że jesteście dla mnie ważni - spojrzałam po kolei na wszystkich - Umieram albo zapominam, co powinnam wybrać? - już przestałam siebie oszukiwać. Nie mam innego wyboru. Jestem tylko zwykłą dziewczyną nie mogę, nie potrafię naginać takich zasad. Jeżeli wybiorę, że chce umrzeć to koniec - Nie chce was zapomnieć. Nie wiem czy do was to dociera ale zostało mi tylko 4 dni.
- Dreena przestań - odparł cierpko Lukas
- Bo co? - wstałam z łóżka - To jest rzeczywistość umieram lub zapominam. Dwa wyjścia. Nie musicie mi pomagać ani wyrażać swojego zdania, tylko kurwa proszę was bądźcie przy mnie! - krzyczałam - To jest dla mnie trudne. Muszę wybrać co dla mnie najlepsze z tych najgorszych wyborów. Wszystko było by dobrze gdybym tutaj nie przyjechała. Wciąż byłabym obojętna na inne osoby, nie miałabym wyrzutów sumienia, że coś zrobiłam. Wróciłam tutaj i nagle wszystko wróciło. Ten cały pieprzony ból o tutaj - wskazałam na swoją klatkę piersiową i otarłam łzy - Wszystko inaczej by się potoczyło, umarłabym nie wiedząc o tym, że Jakszini musi zasiąść na tronie. Ale jak zawsze coś muszę zepsuć.





Przeprasza, że spóźniłam się dzień. Mam nadzieje, że nie jesteście źli ; )


Wasza Dreena ☺

wtorek, 8 października 2013

Rozdział "Dreena żyj"

Szłam z spuszczoną głową, ciągnięta za dłoń przez Lukasa. Przed nim szła Prim bojowo nastawiona, sama nie wiem czemu. A Jessica ciągnęła się daleko za mną. Pomimo moim sprzeciwom idziemy do mojego taty. Tak to był pomysł Prim. Wydarła się na mnie, że on może mieć połączenie ze starszyzną i dowiemy się wszystkiego. Prim ma wielką nadzieje, że nie będę musiała zostać królową. Jednak ja już pogodziłam się z tym, że muszę objąć panowanie. Zapomnę wszystko. Wszystko co mnie spotkało i nauczyło. Zapomnę o mojej rodzinie i wszystkich chwilach jakie tutaj przeżyłam. Zapomnę o przyjaciołach, którzy pomimo, że ich zostawiłam zawsze są ze mną. Na dobre i na złe. Wszystko przepadnie. Ścisnęłam bardziej dłoń Lukasa i przyśpieszyłam kroku by położyć mu głowę na ramieniu.
- Co jest? - spytał cicho.
- Chłodno mi - skłamałam a w środku rozwalało jakby ktoś uderzał wielkim młotek we mnie. Objął mnie ramieniem i przycisnął do siebie. Działał na mnie jak nikt. Jego głos przyprawiał mnie o ciarki a ciało paliło się pod jego dotykiem. Kiedy doszliśmy do mojego domu Prim nie czekała na zaproszenie. Weszła do domu i zaczęła wołać mojego tatę. Kiedy weszłam z Lukasem ona już kończyła opowiadać. Tata spojrzał na mnie tym wzrokiem. Tym samym jaki towarzyszył mu tego dnia w szpitalu kiedy obudziłam się.
- Nie możemy zwrócić się do starszyzny, zabiorą nam ten czas co jeszcze nam został. Dreena jeszcze nie przeszła przemiany i niech poczeka. Mamy jeszcze 5 dni do Twoich urodzin. Oni jeszcze nie wiedzą, że nie przeszła przemiany, i niech tak zostanie - spojrzał po wszystkich i nie ukrywał, że jest strasznie zdołowany.
- Tak jak się dzielimy? - odezwałam się i nagle wszystkie oczy były skierowane na mnie - Nie oszukujmy się albo umieram albo zapominam o was. Tak jak? Mamy 5 dni by spędzić ze sobą ostatni czas.
- Dobrze to macie 4 dni a ja biorę 5 dzień - powiedział mój tata twardo i poszedł do swojego gabinetu.
- Dajcie mi chwile - powiedziałam cicho i pobiegłam do taty. Zapukałam do drzwi i weszłam. Zastałam tatę pochylającego się nad stosem papierów - Tato...
- Nie Dreena, zostaw mnie samego - przerwał mi - Korzystaj z czasu jaki masz, ja spróbuje przyszykować ostatni dzień dla nas. Będziesz musiała wtedy przejść przemianę.
- Kocham Cię tato - podeszłam do niego i mocno go przytuliłam - Bardzo Cię kocham i nie zapomnij o tym - pocałowałam go w głowę.
- Też Cię kocham idź już - tata wygonił mnie z pokoju. Wróciłam do przyjaciół a oni normalnie rozeszli się po mieszkaniu. Prim siedziała w lodówce i szukała czegoś do jedzenia, Lukas oglądał bajki a Jessica leżała na podłodze i kłóciła się z Lukasem co mają oglądać. Kiedy zauważyli mnie, Lukas uśmiechnął się i pokazał na miejsce obok siebie na kanapie. Usiadłam tam a Prim przyniosła wielką miskę popcornu i mnóstwo kanapek. Usiadła w wielkim fotelu i spojrzała na mnie a potem na Lukasa.
- Włącz coś do cholery! Ile można czekać - wydarła się na niego - Oddaj pilota! Teraz! - wyrwała mu go z ręki i włączyła jakiś film. Jessica wciąż leżała na podłodze i w skupieniu oglądała. Prim pożerała kanapki a Lukas delikatnie głaskał mnie do dłoni. Ich zachowanie mnie lekko dziwiło. Udawali, że wszystko jest okej. Powinnam zrobić to samo. Udawać. Po 30 minutach Prim znudził się film i wolała porzucać popcornem we mnie i Lukasa.
- Dobra co robimy? - Jessica podniosła się z podłogi - Ja bym chętnie gdzieś poszła - spojrzała na Prim i poruszyła śmiesznie brwiami.
- Dobra podoba mi się to. Dreena idziemy na imprezę! - wydarła się i zaczęła skakać przede mną - No chodź, chodź, no chodź - w kółko powtarzała.
- Nie ma sprawy idziemy - zaśmiałam się.
- Lukas do widzenia. Idź doprowadź siebie do użytku bo tak z nami nie pójdziesz - zaśmiała się.
- Aż tak źle nie wyglądam jędzo - zmierzył ją wzrokiem - Spójrz na siebie aż tu czuję jak śmierdzisz - zaśmiał się w stał.
- Pachę fiołkami!
- Pewnie - zaśmiał się i nachylił się nade mną - Powodzenia z tą wariatką - cmoknął mnie lekko w czoło i zniknął mi z oczu. Poszłyśmy w trzy do mojego pokoju. Po około 15 minutach śmiechu i podekscytowania w końcu udało się Prim zagonić do łazienki. Razem z Jessicą weszłyśmy do mojej garderoby.
- Bierz co tylko się Tobie podoba i tak nic na mnie nie pasuje bo schudłam - uśmiechnęłam się do niej. Nie miałam co się oszukiwać bo z rozmiaru prawie 38 zeszłam do 34. Większość moich sukienek zamiast obciskać mnie i ukazywać moje kształty to wszystko chowały i były za duże. Prim wybiegła z łazienki w samym ręczniku i zaczęła krzyczeć.
- Wy jeszcze nie gotowe?! - wepchnęła się do garderoby i chwile przebierała między sukienkami. Wygrzebała z szały sukienkę. Kiedy ją nałożyła wyglądała nieziemsko. Pożyczyła ode mnie moje szpilki i była gotowa. Usiadła na łóżku i malowała się.
- To ja wezmę to - Jessica chwyciła sukienkę i do tego czarne szpilki. Wyglądem dorównywała Prim. Zaglądnęłam do szały i spojrzałam na wszystkie ubrania. Ogarnął mnie smutek. Za parę dni tego już nie będę miała. Stracę wszystko, rzeczy, rodzinę i przyjaciół. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się odpychając od siebie złe myśli. Wyciągnęłam z szały zestaw, który najbardziej mi odpowiadał. Obejrzałam się w lustrze i i uśmiechnęłam się lekko. Wyglądałam ślicznie. Obok mnie stanęły dziewczyny i Prim wzięła mój aparat.
- Wspaniałe chwile trzeba uwieczniać bo tak szybko się kończą - powiedziała cicho i zrobiła wspólne zdjęcie - Dreena ogarnij twarz bo wyglądasz jak zombie - zaśmiała się. Wywróciłam oczami i pomalowałam się. Kreska eyeliner'em i przeczesałam rzęsy tuszem.
- Gotowa - odparłam i spojrzałam na zegarek - Boże już po 18:00 - zeszłyśmy na dół i Lukas właśnie szedł zamykał za sobą drzwi.
- Wyglądacie bosko - oznajmił.
- Daruj sobie - odparła Prim przechodząc obok niego i lekko szturchając go w ramię.
- Właśnie wziąłem, ze sobą kumpli - zaśmiał się kiedy Prim wykonała krzyk radości. Lukas otworzył mi szerzej drzwi i ujrzałam Peetę i Christiana.
- Cześć Dreena - ledwo wyjąkał Peeta, ponieważ był duszony przez Prim - Wyglądasz ślicznie - zamierzył mnie swoimi niebieskimi oczami.
         Wysiadłam z taxi razem z całą ekipą. Pierwszy cel to domówka u znajomej Prim. Lukas chwycił mnie pod ramię i wszyscy weszliśmy do domu. Na wejściu chłopak wpadł na mnie pijany. Lukas odepchnął go i chłopak upadł. Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać. Uśmiechnął się do mnie i lekko się zachwiał.
- Dziękuje - wybełkotał i ledwo poszedł do innego pokoju.
- Taaak! - wydarła się Prim ciągnąc Peetę za dłoń - Idziemy się upić! - zaśmiałam się ciągnąć za sobą Lukasa. Prim podała mi kieliszek wódki. Potem kolejny, kolejny i parę następnych. Ta noc będzie by się wyszaleć. Lukas spojrzał na mnie i pokiwał zrezygnowany głową.
- Nie rób nic głupiego - szepnął mi do ucha. Spojrzałam mu w oczy i wypiłam zawartość kieliszka.
- Zabaw się - powiedziałam i podałam mu kieliszek. Prim ciągle trzymała się Peety a Christian z Jessicą. Siedziałam z Lukasem w jakimś z pokoju z obcymi ludźmi i podawaliśmy sobie butelkę wódki. Oparłam głowę o jego ramię i świat cały zawirował. Objął mnie ramieniem i delikatnie pogładził.











Jutro rano zrobię wszystkie oprawki ; ) Przepraszam, za błędy.




Wasza Dreena ☺

środa, 2 października 2013

Rozdział "To ja"

Nie słyszałam już nic. Widziałam tylko moich przyjaciół, którzy byli zajęci dyskusją na jakiś temat. Powoli cały obraz zaczął się zamazywać, a moja głowa zrobiła się ciężka. Upadłam ciężko na ziemię. Nie wiem dlaczego. Obudziłam się po chwili i ujrzałam nad sobą twarz Lukasa. Wyciągnęłam dłoń by dotknąć jego policzka ale moja dłoń nie napotkała niczego. Zwyczajnie jakbym dotykała powietrze. Ponownie zamknęłam oczy i kiedy je otworzyłam nie było już jego. Oparłam się na łokciach i rozejrzałam się. Nic. Kompletna biel. Wstałam i zrobiłam parę kroków przed siebie.
       Nagle pojawiłam się w lasku. Widziałam jak Prim rzuca się na mnie a Lukas stoi obok mnie i śmieje się. Po chwili podchodzi reszta znajomych i także mi się przedstawiają. Zrobiłam krok do przodu by podejść bliżej ale cały świat zawirował i po chwili ujrzałam siebie.
       Biegłam właśnie w stronę Dawida, który znalazł się pod drzewem. Pamiętam... To był dzień kiedy go poznałam. Zabrałam go a Peeta potraktował go drzewem. Wszystko zawirowało i następna scena działa się w szpitalu.
       Mój tata siedział przy łóżku szpitalnym i nerwowo pocierał moją dłoń. Płakał. Doskonale pamiętam ten dzień. W jego oczach malował się ból i wielka miłość do mnie. Kolejna sytuacja.
       Ujrzałam siebie trzymającą dłonie na klatce piersiowej Dawida.
- Nie, nie, nie - panicznie zaczęłam powtarzać to słowo a po moim policzku spłynęła łza. Widziałam siebie jak delikatnie moje końcówki włosów się unoszą a po chwili z ciała Dawida wychodzi dusza. Nabrałam dużo powietrza i wybuchłam płaczem. Siedziałam na łóżku i przytulałam martwe ciało Dawida. Bujałam się w przód i w tył płacząc. Do pokoju wbiegła Jessica i odciągnęła mnie od niego. Tata zabrał jego ciało i nie wiem czemu śledziłam go. Poszedł z nim do salonu i położył go na ziemi. Wykonał telefon po chwili w salonie pojawiła się jakaś kobieta ubrana w szarą szatę. Pstryknęła palcami a ciało Dawida zajęło się ogniem. Wydałam z siebie donośny krzyk a obraz się zmienił.
       Widziałam Lukasa, siedział w swoim pokoju. Leżał na łóżku i przeklinał pod nosem.
- Jak kurwa mogłem pozwolić by wyjechała? - warknął do siebie wściekły. Chwycił telefon i wybrał jakiś numer - Stary... Potrzebuje z kimś pogadać... Nie ma problemu? Ale tylko sami?... Przyślesz? Dzięki dobra nara - rozłączył się i schował komórkę do kieszeni. Zerwał się z łóżka i wyszedł z domu. Czekał na niego czarny samochód. Wsiadł do niego i na powitanie Patryk podał mu piwo.
- Co jest? - Patryka głos rozszedł się echem.
- Wyjechała. Dreena do organizacji - odparł i wszystko rozmyło się echem. Oparł głowę o oparcie fotela i otworzył piwo - Stary co ja mam teraz zrobić?
- Lukas mówiłem Ci nie warto - Patryk i ponownie echo - Gdybyś mnie posłuchał nie było by tej sytuacji.
- Ale ja ją ko... - i nagle wszystko znikło.
       Ujrzałam Lukasa nachylającego się nad stołem z banknotem zwiniętym w rulonik w dłoni. Jednym wciągnięciem jedna kreska narkotyku zniknęła. Podniósł głowę i potrząsnął nią.
- Cudownie - nachylił się i ponownie wciągnął kreskę. Patryk podał mu butelkę wódki a Lukas bez wahania pociągnął z niej parę łyków. Ruszał się w rytm jakiejś klubowej muzyki i co chwile się śmiał z niczego. Dosiadł się do Patryka, który siedział na podłodze. Podał mu papierosa a Lukas z zamkniętymi oczami zaciągnął się. Wypuścił dym powoli napawając się.
- To jest dopiero życie! - Patryk wykrzyczał kiedy do pokoju weszło parę ślicznych dziewczyn. Jedna podeszła do Lukasa i dłonią przejechała po jego kroczu a jej usta złożyły namiętny pocałunek na jego szyi. Natychmiast ją odepchnął i przytulił do siebie wódkę.
- Wybacz ale tylko moja przyjaciółka wódeczka może mnie dotykać - zabełkotał a obraz się rozwiał tak samo jak wszystko we mnie. Wszystko zawirowało i nagle stało się biało.
       - Dreena? - usłyszałam jego głos. Odwróciłam się i ujrzałam Dawida - Nie! Nie podchodź bliżej inaczej zniknę. Zazwyczaj pojawiam się w tych cholernych sytuacjach kiedy potrzebujesz jakiejś rady.
- Doskonale czyli znowu jakaś dupna rada? - odparłam ironicznie.
- Zamknij się! Słuchaj - krzyknął na mnie - Sama wybrałaś te wszystkie sceny. Teraz będę mówi wszystko i będę mieszał parę spraw między sobą więc skup się. Jesteś Dreena Smith zwykła nastolatka, która wprowadziła się do tego nieszczęsnego miasteczka. Ale masz te drugi oblicze Mirabella Montoja, i już nie jest tak kolorowo. Ciąży nad Tobą wielka odpowiedzialność, której nie możesz uniknąć. Pamiętasz ten dzień kiedy pierwszy raz spotkałaś Lukasa? Tamten dzień był najważniejszym ze wszystkich. Wtedy wybrałaś drogę swojego życia. Gdybyś nie zaprzyjaźniła się z Lukasem nigdy byś nie poznała swojej mocy. Żyłabyś normalnie, chodziłabyś do szkoły i byłabyś normalna. Ale wybrałaś go. To nie był przypadek. Twoja druga strona wtedy Tobą kierowała. Ale nawiązując do tego co niedawno widziałaś. Te wszystkie wydarzenia ty wybrałaś nieświadomie. Chciałaś je zobaczyć, mogłaś wybrać do zobaczenia wszystko. Dowodzi to, że tęskniłaś za tym wszystkim, za tymi problemami, za przyjaciółmi i za tym wszystkim co Cię stworzyło. Nie uciekniesz już od przeznaczenia. Twoje życie jest już ułożone. Teraz tylko musisz wybierać pomiędzy dwoma wyborami. Kolejny masz przed sobą umrzeć lub posiąść tron. Co nie wybierzesz to i tak będziesz cierpiała fizycznie. Umierając odejdziesz ze świata a Twoja dusza będzie się błąkała po świecie za osobą, którą kochasz. Jeżeli wybierzesz tron będziesz musiała przejść bolesną przemianę. Potem Twoje życie się zmieni. Będziesz inną osobą. Zapomnisz o tym co tutaj się działo o tym wszystkim. Dreena jesteś niesamowitą kobietą, która pomimo wszystko zawsze zwycięża. Masz wielkie serce więc wybierz mądrze. Rozważ wszystko i bądź z przyjaciółmi. Teraz ich bardzo potrzebujesz. Dowiesz się ile znaczy przyjaźń i co oznacza lojalność.
- Dawid co jeśli nie wybiorę? - zapytałam bojąc się odpowiedzi.
- Nie wiem. Przez tysiące lat żadna Jakszini nie dokonała innego wyboru niż bycie królową.
- Ale ja nie chce ich zapomnieć - wyszeptałam
- Dreena jesteś bardzo potężna to zależy od Ciebie. Może i powiedziałem, że zapomnisz ale tak naprawdę to wszystko jest w Twoich rękach. Pamiętaj, że masz wybór niezależnie od tego co robisz.
- Znowu mi nie pomagasz! Ty mi wgl rad nie dajesz - odarłam oburzona.
- Jak to nie? - zaśmiał się
- No proszę bardzo gdzie ty mi dałeś radę? - zarzuciłam ręce na biodra.
- Ty! Bo już nie zaproszę Cię do starszyzny! - wykrzyczał śmiejąc się - Dobra spokój. Dokonałaś wyboru i pozwoliłaś, żebym Cię tu przeniósł, widzisz? Mogłaś przerwać połączenie. Teraz też od Ciebie zależy kiedy skończymy gadać. Wystarczy, że podejdziesz bliżej. Dreena wszystko leży w Twoich rękach. Jesteś połączeniem mądrej, sprytnej dziewczyny z Mirabellą Montoją. To połączenie jest nieziemskie. Możesz wszystko dzięki mocy. Pamiętaj o tym.
- Kocham Cię - powiedziałam stanowczo.
- Ja Ciebie też ale dlaczego to mówisz? - odparł i w jego oczach zobaczyłam lekki lęk.
- To mój wybór - zamknęłam oczy - Daje Ci spokój wieczny, byś mógł istnieć tutaj razem z rodziną. Odpoczywaj - powiedziałam unosząc się nad ziemią.
- Dreena nie! - usłyszałam jego krzyk i nagle poczułam jak wielka fala zimnego powietrza uderza moją twarz. Pozwoliłam mu odejść. Już nigdy go nie ujrzę. Teraz jest wolny. Całkowicie.
       Otworzyłam oczy i tak jak ostatnio ujrzałam twarz Lukasa. Uśmiechnął się lekko na co ja wyciągnęłam dłoń. Delikatnie dotknęłam jego policzka i poczułam jego ciepłą skórę. Lekki zarost łaskotał moją dłoń.
- Wróciłaś - szepnął i przytulił mnie do siebie. Zaskoczona jego reakcją przytuliłam go i wtuliłam głowę w jego szyje. Zamknęłam oczy i napawałam się tak znajomym zapachem. Stałam się słaba. Cała nauka w organizacji poszła na marne. Znowu byłam Dreeną martwiącą się o innych. Dziewczyną, która odda swoje życie za przyjaciół. Wróciłam tak jak to powiedział Lukas. To ja.
































Taki bonus by umilić wam czas w tygodniu szkolnym.
Liczę na liczne komentarze ; )



Wasza Dreena ☺