wtorek, 1 kwietnia 2014

CZĘŚĆ DRUGA- Rozdział 1

*Parę lat później*
Siedziałam późnym popołudniem na ganku i popijałam mrożoną herbatę. Na wspomnienie o moim królestwie uśmiechnęłam się. Byłam szczęśliwa, że wszystko się układa jak powinno. Właśnie byłam w moim domku gdzieś w górach. Spojrzałam na powoli zachodzące słońce i usłyszałam płacz dziecka. Wzięłam ze sobą pusty kubek i weszłam do domu. Odłożyłam go na blat w kuchni po czym pokierowałam się w stronę schodów. Szczyt schodów, ostatnie drzwi, delikatnie naciskam na klamkę i wchodzę do pudrowego pokoju.
- Już jestem kochanie - powiedziałam łagodnie i podeszłam do łóżeczka. Wyciągnęłam małe zawiniątko i zaczęłam kiwać się na boki - Shhh maleńka - ucałowałam moje dziecko w główkę.
- Królowo potrzebujesz czegoś? - do pokoju wszedł mój ochroniarz.
- Nie dziękuje, idź sobie odpoczywać - odparłam i położyłam Samantę na przewijaku - Jesteś taka malutka - uśmiechnęłam się i zaczęłam zmieniać pieluszkę. Wpatrywała się we mnie i próbowała dosięgnąć mnie rękoma - Tak szybko rośniesz - westchnęłam smutna i przytuliłam ją do siebie. Nienawidzę sobie za to, że kiedyś to ona będzie musiała być tu gdzie ja.
- Mirabello już czas - Melisa podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu......



Dalsza część rozdziału znajduje się o TUTAJ.
Podoba się? Mam nadzieje, że jesteście mile zaskoczeni.

Sama jestem w szoku, że dałam się przekonać by dalej kontynuować pisanie.






Wasza Dreena ☺

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział "Teraz odpuść"

Poczułam przyjemny zapach kwiatów. Był delikatny i wprawiał mnie w odprężenie. Otworzyłam oczy i ujrzałam swoją mamę.
- Witaj kochanie - powiedziała uśmiechając się promiennie. Odwzajemniłam jedynie uśmiech i rozejrzałam się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam podchodząc bliżej.
- Tu i tam. Tak naprawdę to nikt nie wie jak to nazwać, bo nikt nie ma pojęcia co to za miejsce.
- Co ja tutaj robię?
- Zawsze tak dużo pytań zadajesz - westchnęła cicho - Ostatnia królowa świata nadprzyrodzonych musi spotkać się z nową królową. Taka już tradycja - lekko uniosłam kącik ust w geście uśmiechu i przytaknęłam głową. Moja mama rozumiejąc, że nie mam zamiaru nic powiedzieć kontynuowała - Przed Tobą trudne zadanie. Jak tylko stąd wyjdziesz to zapomnisz o wszystkim. Będziesz musiała nauczyć się wielu nowych rzeczy. W tamtym świecie panują inne zasady i tradycje, których będziesz musiała się nauczyć. Twoje życie się właśnie zmieniło - zamilkła na chwile i szybko przyciągnęła mnie do siebie przytulając mocno - Tak Cię bardzo przepraszam. Nie takiego chciałam dla Ciebie życia. Miałaś mieć normalne życie, jako nastolatka. Poznać chłopaka, znaleźć pracę, założyć rodzinę mieć złe i dobre dni. Miałaś cieszyć się codziennością z osobami bliskimi a teraz? Naprawdę bardzo Cię przepraszam - odsunęła mnie od siebie i oddaliła się utrzymując miedzy nami odpowiednią odległość - Jednak nie po to się spotkałyśmy - ukłoniła się przede mną - Mirabello Montoja błogosławie Cię i Twoje królestwo, aby nigdy nie dotknęło Cię zło i żebyś dobrze sprawowała władzę.
- Mamo - szepnęłam - Przerwałam więź.
- Tak wiem kochanie - wyprostowała się i pogładziła mnie po ramieniu.
- To strasznie boli, miałam nic nie pamiętać - spojrzałam w dół - Nie tak miało być.
- Nie bój się, tylko jak uwolnisz się z tej bańki to zapomnisz wszystko - uśmiechnęła się lekko - Co jeszcze powinnam Ci powiedzieć - wydała z siebie cichy pomruk - To chyba wszystko, resztę istotnych rzeczy powiedzą Ci Twoi ludzie.
- Czy ja jestem gotowa? - zapytałam
- Tak kochanie jesteś - pocałowała mnie w czoło - Kocham Cię.
                   Znalazłam się w swoim domu. W swoim pokoju. Uśmiechnęłam się a w moim serduszku narodziła się nadzieja, że jednak może nie będę musiała zapominać, że może jednak nie muszę zasiąść na tronie. Usłyszałam ciche kaszlnięcie i ujrzałam przed sobą mężczyznę. Miał on uszy długie takie jak na filmach mają elfy.
- Królowo przejście już jest gotowe. Jest Pani gotowa? - skinął do mnie głową. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
- To już? - spytałam rozglądając się.
- Królowo coś jest nie tak? - podążył za moim wzrokiem.
- Nie czuje się inaczej ani nic. Śpieszymy się czy mogę jeszcze coś zrobić? - spojrzałam na niego.
- Może Pani jedynie zmienić strój na bardziej odpowiedni i nic więcej.
- Szkoda. Co powinnam ubrać? - westchnęłam. Dziwnie się czułam kiedy on mi mówił królowo. Chyba powinnam zacząć się przyzwyczajać do tego. Facet wyciągnął z kieszeni dziwną rzecz. Był to jakby sopel lodu, podobny do tego co w zimne zwisają z dachów. Tylko, że o wiele krótszy i gruby. Jego jeden koniec był ścięty równo za to drugi koniec był ostro zakończony. Mężczyzna podszedł do moich drzwi od garderoby i przyłożył ostry koniec do drewna. Zrobił jakiś dziwny kształt i uśmiechnął się do mnie.
- Niech królowa sobie coś wybierze - uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. To już nie była moja szafa. Nie było tam moich rozciągniętych ubrań po prostu nic nie było mojego. Ujrzałam mnóstwo ułożonych kolorystycznie sukien. Nie były to zwykłe suknie. Były długie, pięknie zdobione i wyglądały jak balowe. Rozejrzałam się po wszystkich.
- Muszę ubrać jakąś odpowiednią - powiedziałam sama do siebie - Nie może być ciemna ani z bardzo rzucająca się w oczy ale przecież jestem królową powinnam być w centrum uwagi - zaśmiałam się i zauważyłam piękną  jasno błękitną suknie, do tego wybrałam turkusowe szpilki i poszłam do łazienki. Przebrałam się i spojrzałam w lustro. Ujrzałam niesamowicie błękitne oczy. Zmieniły się także moje włosy. Nie były już ciemne blond tylko piękny aksamitny blond. Moje rysy twarzy zaostrzyły się ale wciąż były delikatne - Boże co się ze mną stało - szepnęłam. Wyglądałam jak inna osoba tylko, że wziąć byłam taka sama. Oszołomiona swoim wyglądem wyszłam i ujrzałam przed sobą tego mężczyznę.
- Królowo gotowa? - zapytał na co ja przytaknęłam głową.
- Może się pożegnać z bliskimi?
- Nie królowo już na to za późno - powiedział smutnym głosem - Powinniśmy już iść, czekają na Panią.
- Czyli to koniec? Nic już tutaj nie zrobię?
- Królowo przemiana została ukończona
- To czemu ja wszystko pamiętam? - przerwałam mu
- Bo pani wciąż jest w tym świecie - odparł i wykonał dziwny ruch tym przedmiotem. Za chwile pojawił się wielki okrąg czegoś. Nie wiedziałam co to jest - Przejście gotowe - wskazał na czarną plamę. Stanęłam przed tym i ostatni raz się obejrzałam.
- Wrócę jeszcze - szepnęłam i weszłam w ciemność.
                Jasne światło mnie oślepiło. Nagle wszystko stało się niczym. Czułam się pusta. Moje oczy przyzwyczaiły się do tego światła i ujrzałam przed sobą grupkę ludzi.
- Witamy królowo Mirabello - jakaś kobieta podeszła do mnie - Jest Pani zmęczona? A może głodna? - zapytała.
- Nie, nie dziękuje - odparłam i rozejrzałam się - Chciałabym żeby ktoś mi opowiedział wszystko co powinnam wiedzieć. Wszystkie najistotniejsze informacje, co powinnam robić jak się zachowywać, jakie mam obowiązki.
- Dobrze królowo ale teraz powinnaś przywitać się z ludem - przytaknęłam głową i ruszyłam za tą kobietą. Zaprowadziła mnie do wielkich szklanych drzwi w wskazała na nie dłonią - Proszę - pchnęłam drzwi i weszłam na balkon. Rozejrzałam się a moim oczom ukazałam się tłum. Wielki wiwatujący tłum. Uśmiechnęłam się i zaczęłam machać. Wykrzykiwali moje imię, skakali, śpiewali różne piosenki i machali mi. Poczułam się wspaniale. Zostałam zawołana przez kobietę. Zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju gdzie było tylko biurko i jakieś papiery. Wskazała na krzesło tuż za biurkiem i dotknęła blatu. Po chwili pojawił się wyświetlany obraz  - Tutaj królowo masz wszystko o swoim świcie. Gdybyś czegoś potrzebowała to wystarczy, że zaklaskasz - uśmiechnęła się do mnie i wyszła z pokoju. Jak ja się tutaj znalazłam? Co ja mam robić? Od czego zacząć? Z kim rozmawiać? Tak wiele pytań. Dotknęliśmy  oli zaczęłam wpisywać rożne hasła, które pomogą mi wszystko zrozumieć. Świat nadprzyrodzonych jest aż za bardzo rozwinięty. Miałam inny opis tego kraju. Stary, mało rozwinięty wszystko takie powolne i wieczne.
                Po paru godzinach szukania dowiedziałam się, że mam obowiązek pomagać moim ludziom. Również dostanę dziwną rzecz do rysowania run i przejść. I wiele innych zbędnych informacji. Niestety ale głód zaczął mi doskwierać. Wyszłam z pokoju choć wychyla nie powinnam. Pokierowałam się schodami w dół. Pierwsze piętro za mną. Doszłam do ogromnych drzwi i lekko je pchnęłam. Ujrzałam piękny ogród a na końcu niego wielka bramę dzielącą mnie o wsi? Miasta? Nie ważne dzielącą mnie od ludzi. Szybkim krokiem poszłam do bramy po czym szybko wyszłam z dworu. Zachowywałam się jak uciekinierka. Gdy tylko przekroczyłam bramę, chaos i całe miasto nagle zaczęło żyć. Ludzie wszędzie byli. Każdy rozmawiał, śmiał się i dokonywał zakupu przy straganach przy drodze. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam stragan z jedzeniem. Podeszłam powolnym krokiem i rozejrzałam się.
- Czy ty to.. - młody mężczyzna zaniemówił.
- Tak, tak spokojnie - uśmiechnęłam się - Jak Ci się pracuje? Brakuje Ci czegoś?
- Klientów - mruknął i rozejrzał się - Nie przepadają za wypiekami.
- Co ty na to, że kupię o Ciebie trochę - wskazałam na bułki - Ale zapłacę Ci później bo teraz nie mam pieniędzy.
- Królowa nie musi płacić - odparł szybko.
- To jest Twoja ciężka praca, musisz na tym zarabiać - uśmiechnęłam się i wzięłam koszyk po czym włożyłam do niego parę bułek i rogalików - Zapłacę za to wszystko na dniach. Uśmiechnął się do mnie i przytaknął głową. Odeszłam od straganu i poszłam dalej ulicą gryząc bułkę. Przepiękne miasteczko pomyślałam sobie.
- Mirabello! - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i ujrzałam grupkę osób biegnących w moją stronę. Kiedy dobiegli do mnie spojrzałam na nich pytająco - Królowo musisz wrócić do zamku. Trzeba wybrać dla Ciebie ochroniarza - przytaknęłam głową i pozwoliłam się prowadzić do zamku.
- Przepraszam ale macie jakieś pieniądze? - zapytałam nagle. Wszyscy wyciągnęli ze swoich kieszeni ich pieniądze. Chwyciłam w garść monety i podbiegłam do sprzedawcy, który dał mi pieczywo - Nie wiem czy tyle wystarczy ale proszę - wręczyłam mu monety.
              Siedziałam w fotelu kolejną godzinę przyglądając się to kolejnym kandydatom na mojego ochroniarza. Było ich mnóstwo. Do pokoju wszedł wysoki brunet. Uśmiechnął się do mnie po czym podał mi swoje papiery. Przekazałam je dalej.
- Proszę - odezwał się mój pomocnik - Pokaż co potrafisz - po 20 minutach sprawdzania go dostałam wiadomość, że on się im podoba.
- Dobrze co zrobisz jeżeli moje życie będzie zagrożone a będę kazała Ci bronić kogoś innego? - zapytałam go a jego czekoladowe tęczówki skupiły się na mnie.
- Moim zadaniem jest ochrona Ciebie królowo - odpowiedział szybko.
- Ale także musisz wykonywać moje rozkazy - kontynuowałam dalej.
- Za wszelką cenę będę Pani służył, gdy będzie trzeba oddam życie - odparł. Wymieniłam spojrzenia z moim pomocnikiem. Wstałam z fotela i podeszłam do mężczyzny - Gratulacje od teraz będziesz mi pomagał.
- Dziękuje to wielki zaszczyt - uśmiechnął się do mnie aż mi nogi zmiękły.
- Mam nadzieje, że nie będziemy mieli problemu z komunikacją między sobą.
- Jestem w pełni przekonany, że świetnie się dogadamy - odparł i wystawił do mnie dłoń - Lukas - przedstawił się a w moim ciele jakby zmieniła się nagle temperatura.
- Mirabella - odparłam, delikatnie ściskając jego dłoń - Ale pewnie już mnie znasz - zaśmiałam się cicho.
- Znam aż za dobrze - mruknął patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok speszona - Królowo może poćwiczymy magie? - zaproponował. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam głową. Odwzajemnił uśmiech i ruszył do drzwi. Podążyłam za nim ciągle wpatrując się w jego głowę. To nie był zwykły chłopak. Czułam to.
    Lukas:
             To była ona.
- Znam aż za dobrze - powiedziałem cicho ale chyba to usłyszała bo szybko odwróciła wzrok. Muszę być ostrożny by jej ponownie nie stracić - Królowo może poćwiczymy magię? - zaproponowałem na co ona jedynie skinęła głową. Ruszyłem przodem do jej pokoju. Jest jeszcze piękniejsza niż przedtem. Bolało mnie cholernie, że mnie nie pamięta. Jej ojciec zapomniał tak samo jak Prim i reszta. Dlaczego akurat ja muszę cierpieć? Ten ból, który jej towarzyszył przy łamaniu więzi musiał być okropny. Odwróciłem się i uśmiechnąłem się do niej. Moja piękna Dreena - Słucham? - zaśmiałem się cicho. Spojrzała na mnie jedynie i odwróciła wzrok. To nie ta sama osoba. Odebrali jej wszystko co miała. Dom, rodzinę, przyjaciół, wspomnienia i nawet godność bo musiała przerwać więź. Z jednej strony cieszę się, że może zacząć od nowa ale dlaczego akurat bez nas? Zatrzymałem się i stanąłem przed nią. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej policzka. Poczułem niesamowite uczucie, jakby mała iskierka dotknęła mojego opuszka. Musiała to poczuć. Szybko odsunęła się ode mnie i spojrzała wzrokiem pełnym bólu, który po chwili zmienił się w złość.
- Masz dla mnie tylko pracować - warknęła.
- Przepraszam - odpowiedziałem wyraźnie po czym odwróciłem się z uśmiechem na twarzy i ruszyłem w stronę jej pokoju. Musi wciąż tam być. Nie odpuszczę dopóki Dreena nie wróci. To nie może być koniec. Jeszcze ja mam wspomnienia to nas trzyma, pomyślałem sobie i zamknąłem na chwile oczy.








Każdy rozdział, zdanie i słowo było dla mnie przyjemnością pisać. W dobrych i złych chwilach mogłam napisać rozdział i ukryć moje emocje. To co dla mnie zrobiliście jest niesamowite. W chwilach kiedy poddawałam się byliście ze mną. Mam nadzieje, że zainspirowałam was do pisania bądź czegoś innego.
Wiecie następuje taki moment, że trzeba zamknąć rozdział w życiu i zacząć od nowa. I to jest ten moment. Każdy z was osobna był dla mnie wielkim wparciem. Każdy komentarz i każde wyświetlenie przypominało mi, że nie jestem sama. Jesteście dla mnie bardzo ważnymi osobami bo każdy rozdział opowiada co się u mnie dzieje. Mali ukryci wirtualni przyjaciele. Jeszcze raz dziękuje wam.



Ostatni raz. 
Wasza Dreena ☺


poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział "Zostanę..."

Miałam ochotę rzucić się na łóżko. Tak jak to robiłam zawsze. Podeszłam do niego i otarłam łzy z policzków. Zdecydowałam. Zostanę Mirabellą Montoją. Rozejrzałam się dookoła szukając czegoś czym mogę zająć myśli. Co ja robię? Nie mogę, nie chce ich zapomnieć ale muszę.
             Siedziałam z gabinecie ojca. Opiekun chodził nerwowo po pokoju z kąta do kąta. Miałam spuszczoną głowę i wysłuchiwałam jego przekleństw, które wypowiadał pod nosem.
- Nie wierze - warknął - Powtórz co zrobiłaś?! - krzyknął do mnie
- Przerwałam więź - szepnęłam.
- Nie! No nie wierze! - wydarł się machając rękoma - Bardzo bardzo źle. Dreena zaburzyłaś równowagę. Tak nie może być. Miłość to miłość. Szczęśliwa czy nie ale nie wolno jej przerywać. Będą tego konsekwencje.
- I już są - powiedziałam cicho.
- Jak to? - podszedł do mnie szybko
- On zapomniał a ja nie - burknęłam cicho.
- To nie wszystko. To za łagodna kara.
- Łagodna?! Nie masz pojęcia co przechodzę w tej chwili ani czułam podczas zerwała więzi.
- To dopiero początek. Źle zrobiłaś - położył dłoń na moim ramieniu - Współczuje Ci ale kochanie mogłaś się pierw do mnie z tym zwrócić.
- Nie mogłam tego znieść rozumiesz? Kocham go a on nie był gotowy na to bym go opuściła. Zostając królową zapomnę a oni nie. Oni będą cierpieć a ja nawet nie będę ich znała - zamilkłam na chwile - Ciebie też zapomnę. Nie będę pamiętała tego co dla mnie zrobiłeś ani kim dla mnie jesteś. To nie ma znaczenia, że Cię kocham. Zapomnę. Powinieneś zrozumieć bo sam kochałeś moją matkę. Byłeś jej miłością a ona Twoją. Co tak naprawdę się stało? Nigdzie nie piszą o tym.
- Twoja matka podjęła się by być królową. Oczywiście zapomniała o wszystkim. Ale nikt o tym nie wiedział, że jest w ciąży. Byłaś tak magicznym dzieckiem, że obudziłaś jej wspomnienia. Kiedy starostwo dowiedziało się o tym rozkazało pozbyć się problemu. Twoja mama oddała swoje życie byś ty mogła żyć. Poświęciła się uciekając z świata nadprzyrodzonych by oddać Ciebie w moje ręce.
- Pogubiłam się już we wszystkim. To co z moim bratem? Gdzie jest cała prawda? Kto jest moim ojcem? I kim ty jesteś? Byłam przekonana, że byłam dzieckiem, które nie może dać sobie rady ze światem nadprzyrodzonych dlatego zostałam wysłana tutaj. Moim ojcem jest demon i mam brata też demona.
- Skoro zapomnisz wszystko to co mi szkodzi. Wszystko zostało tak ustawione specjalnie pod Ciebie. Twoja mama była w ciąży. Tak jak mówiłem byłaś silnym dzieckiem i obudziłaś w mamie emocje. Zapragnęła do mnie wrócić ale nie mogła. Oddała mi Ciebie a sama popełniła samobójstwo - kiedy skończył mówić, siedziałam jeszcze chwile analizując to co powiedział. Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Chce przejść do końca przemianę, zostanę królową - powiedziałam twardo i wyszłam z jego gabinetu.
            Kolejny dzień. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Normalny dzień. Umyłam się i wyszykowałam się na resztę dnia. Z szafy wyciągnęłam ubrania i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i usiadłam przed telewizorem. Włączyłam jakieś bajki ale bardziej skupiłam się na przeglądaniu internetu na telefonie. Zerknęłam na telewizor. Leciała właśnie bajka Tom&Jerry.
- To są chyba jakieś żarty - szepnęłam do siebie. Wszystko mi przypomina o Lukasie. Głupia bajka, którą on uwielbia oglądać.
                     Mój ojciec wywiózł mnie i moich przyjaciół daleko poza miasto. Siedzieliśmy w ciszy. Każdy już wiedział co zrobiłam. Nikt nie był zadowolony z tego. Ten ich wzrok był okropny. Patrzyli na mnie jakbym coś zrobiła złego. Zerwałam tylko więź. Pozwoliłam mu być wolnym. Postąpiłam dobrze, tak sobie wmawiałam. Dojechaliśmy do jakiejś chatki w środku lasu. Wysiadłam z auta a za mną stanęli przyjaciele.
- Teraz nie ma odwrotu - powiedział ojczulek i ruszył pierwszy do domku. Odwróciłam się do reszty. Uśmiechnęłam się lekko by dodać każdemu otuchy.
- Nie musisz udawać - odezwał się Lukas - Już wystarczająco opiekowałaś się nami.
- Teraz my zajmiemy się Tobą - szepnęła i podeszła do mnie Jessica - Jestem z Tobą. Ty przygarnęłaś mnie i opiekowałaś się mną. Wytrzymałaś z moimi humorkami i moimi wymaganiami do krwi - przytuliła mnie mocniej.
- Dałaś radę przez te parę lat. Przeszłaś wszystko co złe a te dobre rzeczy utrzymywały Cię. Rozpoczynasz kolejny etap. Nie przejmuj się, że bez nas. Pomagałaś nam i nauczyłaś nas wiele pomimo, że tak niewiele nas łączyło na początku. Taka badziewna chwila na zwierzenia ale dziękuje Ci za wszystko - Prim szturchnęła mnie w ramię. Trzymałam się dobrze kiedy każdy po kolei mówił coś od siebie. Trzymałam emocje w sobie dopóki Lukas nie zaczął mówić.
- Dreena mamy tyle wspólnych wspomnień. Wspaniałych wspomnień. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Dziękuje Ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Byłaś przy mnie i uczyłaś mnie co należy robić w każdej porypanej chwili - przytuliłam go by w końcu się zamknął.
- Idziemy? Czekają na mnie - powiedziałam nie czekając na odpowiedź i ruszyłam w stronę domku.
                    Leżałam na metalowym stole, przypięta skórzanymi pasami wokół rąk i nóg. Nad moją głową stała kobieta z twarzą całą w bliznach. Teraz nie ma odwrotu pomyślałam sobie.
- Wszyscy wyjść - powiedziała kobieta - Nie zważajcie na jej krzyki ani na różne odgłosy. Nie możecie wejść do tego pomieszczenia. Rozumiecie? - wszyscy przytaknęli. Prim podbiegła do mnie i pocałowała mnie w usta.
- To za Lukasa, na pewno zrobiłby to gdyby pamiętał Ciebie - szepnęła mi do ucha i wyszła z pokoju. Kobieta wylała na mnie jakiś olejek. Wypowiadała dziwne słowa, których nie rozumiałam. Zamoczyła dłoń w misce, w której był ten płyn. Przejechała palcami wzdłuż moich rąk. Nagle zaczęło mnie cało piec i poczułam jakby coś wypalało się na moim ciele.
- Pięknie, cudownie - kobieta paranoicznie wypowiadała te słowa. Uniosłam lekko głowę by spojrzeć co ona robi. Na moich rękach pojawiło się pełno różnych znaków. I ona je czytała - Wszystko dobrze idzie. Dokończ przemianę. Powiedz kim jesteś - szepnęła do mnie i położyła mi dłonie na policzkach.
- Jestem Mirabellą Montoją - powiedziałam cicho a w mojej głowie rozszedł się wielki ból. Pamiętam tyle, że ciągle powtarzałam, że jestem Mirabellą. Miałam ciemno przed oczyma a potem zrobiło się cicho. 
Rozdział krótki i strasznie opóźniony. 
Wiem wiem przepraszam. 
Po prostu chora jestem i mam dużo na głowie. 



Wasza Dreena ; ) 

wtorek, 22 października 2013

Rozdział "Płacz, to co jeszcze jej zostało"

- Zastanawialiście się jak to jest kiedy na waszych barkach jest tak duża odpowiedzialność? - spojrzałam po wszystkich. Stałam na środku pokoju a reszta siedziała na łóżku albo na podłodze i przyglądali mi się - Wiecie jakie to uczucie jest cholernie przytłaczające? Próbowałam uciec przed tym. Udało mi się. Na dwa lata miałam spokój. Uciekłam przed tym wszystkim - mówiłam donośnym głosem - Uciekłam przed wami - dodałam ciszej
- Przed nami? - zapytała oburzona Prim 
- Tak ale nie zrozum mnie źle - odparłam szybko - Zrobiłam to dla was, żeby nikt ani nic was nie skrzywdziło, a zwłaszcza żebym ja was nie skrzywdziła. Wy nie mogliście tego czuć ale ja z dnia na dzień czułam się gorzej. Przez te dwa lata próbowałam wyciszyć te uczucie. Zabijałam innych ludzi i istoty nadprzyrodzone by zagłuszyć to uczucie. Udawało się dopóki organizacja nie kazała mi tutaj przyjechać.
- Dreena bo Twoim przeznaczeniem jest być tutaj z nami. Nie rozumiesz? - odparła Prim
- Mylisz się, moim przeznaczeniem jest być królową. Mogę was przepraszać za to, że was w to wciągnęłam ale to nie miałoby sensu, ponieważ i tak odejdę. Ja już się z tym pogodziła a wy?
- Damy radę, przecież ostatnio też zostawiłaś nas na dwa lata. Jak wtedy daliśmy radę to teraz też damy - warknął Lukas i wyszedł z mojego pokoju.
- Lukas - powiedziałam smutnie kiedy zatrzasnął drzwi. Wzięłam oddech i niechętnie spojrzałam ma resztę - Też wyjdziecie? 
- Dreena nie tylko Tobie jest ciężko. Jesteś dla nas bardzo ważna i nam jest ciężko się pogodzić z tym, że odejdziesz - Jessica powiedziała cicho
- Zostało nam 4 dni, wykorzystajmy je by wam ulepszyć życie - uśmiechnęłam się lekko - Pójdę po Lukasa - wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Pokierowałam się w stronę salonu i ujrzałam Lukasa przed telewizorem. Usiadłam obok niego i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Leciała właśnie bajka  Scooby-Doo - Jak się czujesz? - zapytałam spoglądając na niego. 
- Nie chce Cię tracić - odparł i szturchnął mnie łokciem. 
- Wciąż będziesz miał wspomnienia - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam się do niego.
- Ale Ciebie nie będzie. Dwa lata wytrzymałem ale Dreena jeżeli odejdziesz to ja też - spojrzał mi w oczy i ujrzałam to czego nie chciałam. Jego oczy wyrażały, że nie kłamie. 
- Lukas bądź poważny - westchnęłam
- Pamiętasz jak się pierwszy raz pocałowaliśmy? - uniósł brwi, przytaknęłam - Zostaliśmy wtedy połączeni. Prąd, który Cię wtedy kopnął to było połączenie się dusz. Jeżeli odejdziesz to i ja wtedy odejdę - dotknął mojego policzka ale po chwili szybko zabrał dłoń. 
- Można to jakoś odłączyć? - zapytałam niepewnie. 
- Dreena - Lukas z oburzeniem mruknął. 
- Tylko spytałam, jeżeli jest jakiś sposób to chce to zrobić. 
- Czy ty w ogóle słyszysz co mówisz? - zapytał mnie Lukas oburzonym głosem. 
- Tak. Lukas to pomoże Ci. Wciąż będziesz mnie pamiętał i nasze wspomnienia ale nie będziemy połączeni. Nie będziesz musiał aż tak bardzo cierpieć - wstałam z kanapy - Z kim muszę się skontaktować?
- Serio myślisz, ze pomogę Ci? - zaśmiał się 
- Lukas nie wkurzaj mnie. To nie jest zabawne. Chce Ci pomóc. Powiesz mi czy nie? 
- Musisz odezwać się do Horacego a on Cię dalej pokieruje do odpowiednich osób - odparł nie patrząc na mnie. 
- Idę powiedzieć reszcie, że wychodzę, jeżeli chcesz to możecie zostać u mnie dopóki nie wrócę 
- Idę z Tobą. 
- Nie, nie idziesz - zaśmiałam się i wbiegałam po schodach. Weszłam do pokoju i zastałam wszystkich leżących na moim łóżku - Muszę wyjść, zostaniecie sami u mnie dobrze? - wszyscy spojrzeli po sobie 
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, sama to muszę załatwić - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Na schodach minęłam się z Lukasem
- Dreena tu też chodzi o mnie, powinienem iść z Tobą - chwycił mnie za łokieć. Wywróciłam oczami.
- Dobra chodź - mruknęłam i szybkim krokiem wyszłam z domu.
         Po około 15 minutach doszliśmy do hali pod szkołą. Lukas całą drogę milczał. Nawet jakby zaczął mówić to nie miałabym ochoty na rozmowę.
- Witaj Dreena - Horacy przywitał mnie na wejściu ale po chwili z jego twarzy zniknął uśmiech - Co jest?
- Mam sprawę a podobno masz znajomości - wycedziłam szybko. Horacy rozejrzał się i po chwili pokazał drzwi, których nigdy wcześniej nie i\widziałam. Pomieszczenie było małe i śmierdziało. Stanęłam przy ścianie tuż obok Lukasa a Horacy stanął naprzeciwko mnie.
- Mówcie o co chodzi - powiedział szybko.
- Chce rozłączyć więź - powiedziałam na co Lukach cicho prychnął pod nosem. Horacy wpatrywał się we mnie dłuższą chwile jakby analizował właśnie to co powiedziałam - To jak?
- Oj Dreena Dreena ty zawsze mnie zaskakujesz - westchnął - Dobrze pomogę Ci a kogo chodzi? - spojrzałam na niego i kiwnęłam w kierunku Lukasa - Lukas współczuje Ci - spojrzał na niego z żalem.
- To dla jego dobra i już odpuść dobrze? - odparłam lekko wkurzonym głosem.
- Spokojnie - uśmiechnął się do mnie - Pokaże wam drogę do mojej koleżanki, która pomoże wam rozwiązać więź. Ale jesteś pewna, że to chcesz zrobić? - przytaknęłam głową i zrobiłam krok do przodu by go popędzić - Lukas a ty? - spuściłam wzrok na dół i wsłuchałam się.
- Taa - powiedział cicho.
- Dobrze skoro tego chcecie - westchnął i rzucił szklaną kulą w ścianę. Kula znikąd się znalazła u niego. Lekko zaskoczona spojrzałam na Lukasa. Uśmiechnął się tylko do mnie - Dobrze idźcie tam a potem ona was odeśle kiedy skończy z wami - spojrzałam na ścianę i ujrzałam błękitną barierę, podobną do tafli wody. Wyciągnęłam do Lukasa dłoń i wciągnęłam go w przejście. Uczucie było podobne do tego przenoszenia jakiego ja używam. Tylko to było inne. Delikatne. Uczucie jakie towarzyszyło mi to bezpieczeństwo. Otworzyłam oczy i ujrzałam pokój ozdobiony mnóstwem błyskotek i różnych pierdół. Poczułam jak Lukas pociera moją dłoń kciukiem. Spojrzałam na nasze dłonie a po chwili przeniosłam na niego wzrok. Kocham go, pomyślałam i po chwili puściłam jego dłoń.
- Witam was - usłyszałam stary głos a potem ujrzałam niską staruszkę.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko - Przyszliśmy by...
- Wiem po co jesteście - przerwała mi - Usiądźcie - wskazała na kwa krzesła. Zrobiliśmy tak jak kazała. Usiadła na krześle naprzeciwko nas - Jesteście pewni swojego wyboru? - spojrzała tylko na mnie.
- Tak - powiedziałam pewnie. Uchyliła w moim kierunku głowę.
- Zastanówcie się dlaczego to robicie i kiedy poczujecie potrzebę ucieczki kierujcie się w kierunku światła. Przejdziecie oczyszczenie dzięki któremu zostanie usunięta więź. Będzie to trudna droga ale jeżeli wam zależy na rozłączeniu to dacie radę. Pamiętajcie dlaczego to robicie to jest jedyna zasada. Droga sama układa się do pary połączonej. Jakie będą rezultaty i co będziecie przechodzili zależy tylko od was - staruszka mówiła zachrypniętym głosem i często robiła pauzy by wziąć oddech - Teraz zamknijcie oczy i chwyćcie się za dłonie. Pomyślcie dlaczego to robicie i stronę światła powodzenia - staruszka sypnęła w nas szarym popiołem i znaleźliśmy się w szarym pomieszczeniu. Nie wiem czy to było pomieszczenie, nie było ścian, podłogi ani sufitu, bardziej przypominało to kule.
- Lukas nie ma odwrotu - szepnęłam i chwyciłam go za dłoń - Pamiętaj dlaczego to robimy, proszę Cię nie poddaj się - skupiłam się na celu. Musiałam uwolnić Lukasa ode mnie. Musiałam pozwolić mu być wolnym. Poczułam ciepło i ujrzałam światło. Powoli zaczęłam puszczać dłoń Lukasa i nasze palce się rozłączyły.
- Kocham Cię - usłyszałam cicho dwa słowa wypowiedziane przez Lukasa.
       Znalazłam się na cmentarzu. Rozejrzałam się i także dojrzałam Lukasa. Stał jakieś 15 metrów ode mnie i wpatrywał się we mnie.
- Uważaj! - usłyszałam stłumiony jego krzyk a po chwili znalazłam się na ziemi. Ktoś albo coś przygniatało mnie. Ciężar znikł i szybko podniosłam się. Ujrzałam demona. Z jego ust leciała krew a w jego dłoniach jarzył się ogień. Ustawiłam się w pozycji bojowej i rzuciłam się na niego. Pchnęłam go mocą przez co upad na ziemię. Skoczyłam na niego i parę razy kopnęłam go w głowę. Wydał z siebie syk a po chwili w jego dłoni znalazł się sztylet. Mocą wyrwałam mu go z dłoni i wbiłam mu je w gardło. Nachyliłam się i wyciągnęłam rękojeść. Obejrzałam się i ujrzałam Lukasa okładanego szponami jakiegoś demona. Biegiem ruszyłam do niego ale napotkałam barierę. Odbiłam się od niej i upadłam na ziemie. Spojrzałam na swój strój. Byłam ubrana w czarny kombinezon. Wsunęłam sztylet za pasek i wstałam z ziemi.
- Lukas! - krzyknęłam i oparłam dłoń o ścianę, która nas dzieliła. Nagle zostałam przeniesiona. Znalazłam się sama na w bibliotece. Rozejrzałam się nerwowo szukając Lukasa. Nadaremnie nie było go. Ujrzałam na końcu pomieszczenia mężczyznę siedzącego za biurkiem. Pobiegłam do niego i oparłam się o biurko.
- Widział pan może chłopaka? Brunet o niebieskich oczach, pokaleczony strasznie.
- Siadaj panienko - nagle za mną znalazło się krzesło i mimowolnie usiadłam - Jestem Sebastian najstarszy z elfów - uśmiechnął się lekko - Jak widzisz to jest moja biblioteka. Trafiają do mnie tylko ludzie, którzy potrzebują mojej pomocy. Tak więc pytaj - rozłożył przede mną ręce w geście otwartości.
- Gdzie mój przyjaciel?
- Przechodzi drogę tak samo jak ty - odparł
- Jest bezpieczny?
- A czy ty jesteś bezpieczna w tej chwili? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie - Musisz zadawać pytania związane z Tobą.
- Czy można ominąć lub nagiąć zasady tronu Jakszini?
- Jesteś pierwszą Jakszini, która o to pyta. Odpowiedz jest taka, że nie - uśmiechnął się i wyciągnął kartkę.
- Nie ma możliwości?
- W świecie istot nadprzyrodzonych nie na darmo rodzi się Jakszini. Jej przeznaczeniem jest zasiąść na tronie.
- Sebastian czy muszę zapomnieć o moim życiu?
- Tak, jest to część rytuału, który pozwoli Ci na nowe życie jako królowa - osunęłam się na krześle zdesperowana.
- Dlaczego się tutaj znalazłam?
- Chciałaś się dowiedzieć czegoś o sobie. To ty wybierasz swoją drogę pamiętaj.
- Ale ja nie mam pojęcia co chce wiedzieć - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Ruszysz dopiero w dalszą drogę kiedy tutaj spełnisz zadanie - uśmiechnął się. Zamknęłam oczy.
- Powiedz mi co ja chce wiedzieć
- Nie Mirabello tak to nie działa - zaśmiał się - Chodź pokaże Ci coś - wstał ze swojego krzesła a po chwili znalazłam się obok niego - Widzisz? - skazał na portrety na ścianie. Ukazywały pięknie kobiety w jednakowych koronach - To są królowe świata istot nadprzyrodzonych. Każda z nich musiała zrezygnować ze swojego życia. Każda osobno musiała opuścić bliskie osoby i zacząć nowe życie. Spójrz na nią - wskazał na czarno białe zdjęcie kobiety - Jest to Diana Montoja. Była ona pierwszą królową. To ona zapisała zasady. Dzięki niej wciąż nasz świat istnieje - chwycił mnie pod ramię i zmusił bym poszła dalej - A teraz spójrz na nią - wskazał na kolejną piękną kobietę ale tym razem bez korony - Jest to Izabell Montoja. Wybrała ona śmierć. Była ona pierwszą Jakszini, która wolała umrzeć niż zasiąść na tronie.
- Dlaczego?
- Kolejna. Beverly Montoja. Była kolejną Jakszini, która wybrała śmierć - pociągnął mnie za dłoń i przedstawił kolejne 8 kobiet, które wybrały śmierć.
- Sebastianie dlaczego mi pokazujesz tylko, te które wybrały śmierć? - zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
- Mirabello pokazałem Ci dziesięć kobiet, które wybrały śmierć zamiast tronu. Żadna nie otrzymała korony jak i życia, ponieważ nie można ominąć zasad.
- Dlaczego wybierały śmierć? - zapytałam niepewnie.
- Każda z nich wybrała miłość. Nie były to najmądrzejsze decyzję. Umarły w imię miłości.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczyłam brwi.
- Mirabello miłość jest ślepa a zwłaszcza dla Jakszini. Wybierają one sobie jednego mężczyznę na całe życie.
- Poprzez więź prawda? - mruknęłam
- Tak - odparł smutnie.
- Można to nazwać klątwą. Diana Montoja, zapisała to - chwycił mnie za dłoń i wciągnął między regały ksiąg. Wyciągnął zakurzoną złotą księgę. Położył ją na ziemi i otworzył - Księga jest pisana tylko i wyłącznie dla Jakszini. Skup się a odczytasz księga ukaże Ci to co szukasz - usiadłam na ziemi i przyjrzałam się niej.
"Droga Jakszini jak miło, że mnie czytasz. Skoro zasięgnęłaś mojej księgi to znaczy, że potrzebujesz pomocy. I takiej uzyskasz ode mnie... Jakszini ma wielki dar. Ma nieograniczoną moc, która poszerza się i nikt nie zna jej ograniczeń... Nie ma możliwości by wybrać inną drogę niż śmierć lub tron. Bycie Jakszini to dar, którego nie można się wyprzeć... Oh więź jest to mój mały haczyk, który ukazuje, która Jakszini jest prawdziwą, królową. Miłość potrafi zniszczyć wszystko. Jest to największe uczucie jakie może człowiek lub istota nadprzyrodzona czuć. Miłość wiąże się z dobrem i złem. Może obudzić w nas dobre cechy lub złe... Jakszini nie ma dużego i trudnego wyboru. Śmierć lub tron... To jest brutalne ale musiałam być pewna, że Jakszini odda się swojej pracy, dlatego jest zapomnienie. Na tronie nie może usiąść Jakszini, która nie jest pewna swoich uczuć do mocy. Musi być w pełni oddana sobie. Musi być rozsądna i patrzeć tylko w przyszłość. Tron albo śmierć. Gdyby nie odeszła z tego świata wciąż byłaby Jakszini, przez co kolejna królowa nawet nie urodziłaby się... Nie musi zapominać poprzedniego życia. Będzie je widziała jak za mgłą na tyle by niektóre momenty mogły jej pomóc podejmować decyzje jako królowa... Przed Tobą ciężki wybór. Wybierz rozsądnie, ponieważ to co teraz wybierzesz decyduje o Twoim życiu... Niech żyją Jakszini!"
Zatrzasnęłam księgę i oparłam się o regał. Schowałam twarz w dłoniach.
- Mirabello proszę chodź ze mną, coś jeszcze Ci pokaże - wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać. Poprowadził mnie do ostatniego portretu. Przedstawiał on moją mamę w koronie - Twoja mama służyła nam równie godnie jak Diana. Niektórzy nawet powiadają, że jest ona podoba do niej. Kobieta, która potrafiła jednym słowem udobruchać władze, który chciał wszcząć wojnę. Kobieta, która zawsze miała czas dla swoich ludzi. Robiła dla nich wszystko co mogła. Godnie służyła światu istot nadprzyrodzonych - spojrzał na mnie - Pamiętaj o tym, że niezależnie co wybierzesz nikt nie będzie Cię osądzał, ponieważ jesteś Jakszini. Największa z największych.
- Dziękuje dostałam odpowiedź - powiedziałam i nagle upadłam.
           Znalazłam się w pomieszczeniu w dziećmi w różnym wieku. 5-latkami, 10-latkami, 17-latkami każdy z nich rozmawiał ze sobą. Nagle go sali weszła pani i nastała cisza.
- O to Mirabella Montoja - wskazała mnie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam po dzieciach - Dobrze dzieci przedstawcie nam wszystko co macie na temat miłości. Dzieci po kolei podchodziły do mnie. Pierw przyszły dzieci najmłodsze. Dawały mi rysunki swoich rodzin i opowiadały jak bardzo są dla nich ważne. Kolej była na dzieci nieco starsze. Podeszła do mnie dziewczyna i przedstawiła się jako Rose.
- Witaj - odparłam do niej - Ile masz lat?
- 16 - powiedziała i uśmiechnęła się lekko - Opowiem pani trochę o mnie. Rodzice mnie zostawili i zostałam wysłana do rodziny zastępczej. W nowej szkole poznałam chłopaka. Miał on brązowe oczy i był nieziemski. Nazywał się Tyler. Był on specyficzny, ponieważ wyróżniał się od swoich kumpli. Zakochałam się w nim a on we mnie. Niecały rok a ja oddałabym za niego życie. Jednak miał on jedną wielką wadę. Miał sekret. Dzień, w którym się dowiedziałam co to za tajemnica zaliczam do najgorszych. Nienawidzę go za to co mi zrobił. Tyler był wampirem. Podczas pewnej nocy, pokazał mi swoją twarz. Nie chciałam go więcej znać. Kiedy go zostawiłam, zaczął zabijać wszystkich moich najbliższych. Powiedział, że pod jednym warunkiem zaprzestanie to. Musiałam pozwolić mu się przemienić. Oczywiście pozwoliłam. Moi zastępczy rodzice wywalili mnie z domu. Przyjaciół nie miałam bo on ich wszystkich zabił. Zostałam sama z tym potworem. Sama byłam potworem. Kochałam go ale nie chciałam by on żył. Zabiłam go i zjadłam jego serce kiedy jeszcze biło. Wiedział, że umrze tak kiedy wyrywałam mu serce z klatki. Jego ostatnie słowa brzmiały tak "Stworzyłem potwora gorszego ode mnie". Więcej już nic nie powiedział - wpatrywałam się je jej twarz. Z delikatnej buzi zmieniła się na złą i niezadowoloną dziewczynę. Widziałam ból w jej oczach. Kochała go a go zabiła. Zabiła ich miłość. Wolała być sama niż z nim.
         Kiedy wysłuchałam wszystkie dzieci, pora naszła na mnie.
- Poznałam go gdy miała, 16 lat. Przyszedł do mnie do domu i przedstawił się jako Lukas. Od samego początku był dla mnie idealny. Kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy zostaliśmy połączeni. Wybrałam go na mężczyznę swojego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam tego. Powoli zaczynałam go kochać. Stawał się on mężczyzną, którego pragnęłam całym sercem. Mieliśmy też złe dni ale jeden zalicza się do najgorszych. Przyłapałam go na zdradzie, która nie była zdradą. Uciekłam na dwa lata do organizacji, gdzie zabijałam wszystkich, których kazano mi sprzątnąć. Wróciłam niedawno i moja miłość do niego nie zmalała. Wciąż go kocham i nie chce by o mnie zapomniał ani ja o nim. Przed sobą mamy ciężki wybór i muszę zerwać więź między nami.
- Bądźcie razem - powiedziała jakaś mała dziewczynka.
- Nie możemy - wytarłam policzek z łez - Muszę zasiąść na tronie i pozwolić wszystkim moim bliskim odejść. Pomimo, że go kocham nie mogę z nim być - już nie mogłam zatrzymać łez. Spływały po moich policzkach. Dzieci jak i wszystko inne powoli zaczęło się rozmazywać.
                 Znalazłam się tuż przy tej samej staruszce, która wysłała mnie w tą drogę.
- To jeszcze nie koniec - odparła i chwyciła mnie za dłoń - Ta droga kończy się tylko dobrze dla jednej strony i w tym przypadku ty kochanie kończysz ze złamanym sercem.
- Co pani mówi? - zmarszczyłam czoło.
- Droga, którą przeszłaś przerywa więź. Tej osobie, której bardziej zależy na przerwaniu cierpi. On zapomni o uczuciu do Ciebie. Będzie pamiętał wszystkie wspomnienia ale nie będzie Cię kochał - wyszeptała. Miałam ochotę krzyczeć. Nie tak miało być. Oby dwoje mieliśmy przerwać więź.  Staruszka rzuciła we mnie szarym popiołem - Teraz jest koniec.
                    Pojawiłam się obok Lukasa w tej samej szarej kuli. Spojrzałam na niego i nagle we mnie wszystko wybuchło. Odsunęłam się od niego i zatrzymałam w sobie wszystkie emocje.
-  Udało się? - zapytał mnie podchodząc bliżej
- Tak udało się - wymusiłam uśmiech - To już koniec. Nic nas już nie łączy i żadne z nas nie będzie pamiętało uczucia miłości do siebie - skłamałam i przytuliłam go.
- Ale ja jeszcze czuje, że Cię kocham - szepnął
- To minie kiedy stąd wyjdziemy, nie martw się - odsunęłam się od niego próbując nie płakać - Gotowy?
- Kocham Cię - powiedział i przyciągnął mnie do siebie - Odwróćmy to wszystko błagam Cię.
- Nie można - szepnęłam walcząc sama ze sobą. Toczyłam wojnę z moimi uczuciami. To co własnie czułam było nie do opisania. Jakby ktoś odebrał mi cząstkę mnie. Dużą cząstkę mnie - Kocham Cię Lukas - ledwo wyjąkałam - Bardzo mocno Cię kocham, pamiętaj o tym - dodałam.
- Dreena jesteś moją kobietą. Kocham Cię - pocałował mnie. Odepchnęłam go a po moich policzkach już spływały łzy.
- A ty jesteś moim mężczyzną - szepnęłam a po chwili spojrzałam w górę - Nie dam rady już! Wystarczy! Koniec! - wykrzyczałam i nagle szara kula zmieniła się na mój pokój. Byłam w nim sama. Sama z tym bólem. Bez Lukasa, bez części siebie.







Mam nadzieje, że uroniliście przynajmniej łzę tak jak ja kiedy pisałam rozdział. 


Przepraszam, że dopiero teraz dodaje rozdział ale nie byłam wcześniej gotowa by go napisać. 

Miłego czytania i liczę na komentarze, ponieważ jeszcze parę rozdziałów i kończymy       Pod Osłoną Cienia.





Wasza Dreena ☺

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział "Będzie lepiej"

Uwielbiam spędzać z nim chwile. Teraz czuje jak bardzo tęskniłam za nim. Pomimo tego, że już kręci mi się w głowie, to jeszcze muzyka gra na cały regulator. Lukas nagle wstał i wyciągnął do mnie dłoń. 
- Mogę prosić do tańca? - uśmiechnął się słodko i lekko zachwiał. Chwile musiałam się zastanowić zanim wstałam. Położyłam mu ręce na szyi a jego dłonie delikatnie zawisły na moich biodrach. Zamknęłam oczy na chwile by uspokoić wirowanie w głowie. Najgorsze co mogłam zrobić. Mój mózg nie mając elementu na jakim może się skupić zaczął szaleć i powoli czułam, że zaraz zwymiotuje. 
- Lukas źle się czuje. Muszę do łazienki, natychmiast - poczułam jak ktoś wyrywa mnie z uścisku Lukasa. Poczułam lekki powiew wiatru a po chwili znalazłam się w łazience z głową przy kibelku. Ktoś delikatnie trzymał mnie za włosy i głaskał po plecach. Z oczy poleciały mi łzy ale nie mogłam zwymiotować. Usiadłam na kafelkach i parłam się głową o ścianę. Spojrzałam na mojego bohatera i ujrzałam Dymitra. 
- Co ty tutaj robisz? - powiedziałam najwyraźniej jak mogłam.
- Tak samo jak ty bawię się ale z umiarem - zaśmiał się cicho i usiadł po turecku naprzeciwko mnie - Jak się czujesz? - odgarnął mi włosy z twarzy.
- Dobrze - wymusiłam uśmiech.
- Nie musisz upijać się by poczuć się lepiej wiesz o tym prawda? - głupie pytanie doskonale o tym wiedziałam.
- To nie tak - odparłam - Po prostu przyszłam się zabawić i trochę przesadziłam. Ale już się czuje lepiej, dziękuje - podarłam się kibla i podniosłam się z podłogi. Stanęłam przy umywalce i opłukałam lekko twarz by nie rozmazać makijażu. Czułam się już wiele lepiej. Już do końca mojego życia nie tknę alkoholu. Mój koniec jest za parę dni, cudownie. Odwróciłam się i spojrzałam na Dymitra. Był przystojny. Lekki zarost, do którego mam słabość i jego niebieskie oczy.
- Wyglądasz ślicznie - skomentował mnie uśmiechając się lekko. Jego wzrok okazywał pożądanie. Nie powinnam. Zostało mi tylko parę dni. Gdzieś tutaj jest Lukas. Kocham go, ale przecież nic się nie stanie. Nie Dreena, nie wmawiaj sobie, doskonale znasz prawdę to bardzo zły pomysł. Usunęłam z głowy ten pomysł.
- Dziękuje - życzliwie odpowiedziałam - Wrócimy do reszty? - podeszłam do niego powoli.
- Pewnie - przepuścił mnie w drzwiach delikatnie pocierając dłonią o moją talię.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jest łazienka? - zapytałam zatrzymując go.
- Bywam tutaj często, nawet mam tutaj dla siebie pokój wykupiony - puścił do mnie oczko i nagle usłyszałam krzyk. Krzyk wielu ludzi. Na sekundę spojrzałam na Dymitra a potem rzuciłam się biegiem w kierunku hałasu. Wbiegłam do jakiegoś pokoju, z którego dochodziły krzyki. Rozejrzałam się ale tutaj panował spokój. Skierowałam wzrok na rozsuwane drzwi. Podeszłam bliżej i doskonale mogłam usłyszeć.
- Gdzie ona jest? - jakiś męski głos warknął. Nie otrzymał odpowiedzi, dziewczyna tylko milczała a po chwili było słychać jak ktoś dostał w twarz i po raz kolejny dziewczyna krzyknęła. Poczuła dłoń na moim ramieniu. Gwałtownie odwróciłam się by uderzyć tego kogoś ale mój atak został zatrzymany przez Dymitra.
- Zwariowałeś? - warknęłam do niego. Zasłonił mi dłonią usta. Przyłożył palec to swoich ust pokazując mi tym samym, że mam być cicho.
- Szukają Ciebie, musisz uciekać - wyszeptał.
- Nie mogę pozwolić by inni cierpieli przeze mnie - ściągnęłam razem brwi.
- Dreena proszę Cię - szepnął błagalnie.
- Trzymaj się z tyłu i mi pomagaj - powiedziałam do niego uśmiechając się lekko - Jeżeli coś pójdzie nie tak Ty uciekaj - pocałowałam go w policzek. Nie boję się. Stanęłam twarzą do drzwi i machnęłam dłonią. Drzwi rozleciały się i kawałki rozleciały się po całym pomieszczeniu. Wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku.
- Brać ją! - ktoś krzyknął i nagle rzuciło się na mnie parę mężczyzn. Odparłam parę ataków z ich strony ale przewyższali mnie siłą fizyczną. Stanęłam za jednym mężczyzną i skręciłam mu kark. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam się ponieść mocy. Naparł na mnie facet o bardzo muskularnej budowie. Odbiłam się od podłogi i wskoczyłam mu na ramiona. Chwyciłam go za głowę i wyrwałam mu ją. Byłam cała we krwi a uczucie, które towarzyszyło mi było okropne. Dreena uspokój się. Robiłaś to milion razy w organizacji.
- Nie mogę - szepnęłam sama do siebie a po chwili zostałam przyparta do ściany i obkładana pięściami po twarzy. Poczułam rażące ciepło i facet zapalił się. Spojrzałam na Dymitra a on tylko puścił do mnie oczko.
- Odwrót! - krzyknął ten sam facet, który wysłał na mnie swoich kumpli. Nie mogłam go dostrzec. Jakby był niewidzialny. Upadłam na kolana i opuściłam głowę w dół.
- Dreena wszystko okej? - jakaś dziewczyna zapytała.
- Nie - szepnęłam a potem podniosłam głowę i poszukałam jej wzrokiem - Tak ze mną jest w porządku a z Tobą? - podeszłam do niej i przyjrzałam się jej raną. Miała cienkie ślady poparzeń na twarzy - Czy jest ktoś ranny?! - krzyknęłam. Na początku nikt się nie odezwał ale po chwili zaczęli się zgłaszać.
       Kolejne 5 godzin spędziłam na leczeniu ich. Nie było łatwo. Każdy miał inne skaleczenia i prawie nikt nie wiedział o istnieniu świata istot nadprzyrodzonych. Bluzgałam na siebie w myślach, że jak mogłam być tak głupia by jako Jakszini iść na imprezę i się zabawić. Byłam wykończona. Leczenie jest trudne. Muszę część swojej mocy napuścić do osoby i potem ją ponownie wciągnąć do siebie. Nie jestem specem w tym i nie potrafię leczyć danego urazu. Moja moc sama wybiera cel i zazwyczaj jej tylko lekko pomagam trafić na dane skaleczenie. Kiedy moc wracała do mnie czuje ten ból osoby przez pewien czas. Płakałam przy leczeniu ich. Oczywiście nie każdego leczyłam, nie każdy potrzebował tego. Kolejną czynnością, którą robiłam było wymazywanie pamięci. Istoty nadprzyrodzone dziękowały mi za to, że pomogłam im i cieszyły się, że poznały mnie. Przyjaciele ciągle byli przy mnie. Prim, Jessica, Peeta, Christian i Lukas obserwowali mnie. Dowiedziałam się tyle, że facet, który napad na wszystkich od razu dopadł się ich. Dlatego nie mogli pomóc innym. Wszyscy poszli do swoich domów. Zostali tylko moi przyjaciele, Dymitr i ja.
- Co on tutaj robi? - Peeta zmierzył go wzrokiem.
- Peeta on jest ze mną - odparłam i położyłam się na sofie - Jestem wyczerpana. Idziemy do mnie? - wszyscy przytaknęli.
      Leżałam na łóżku a na moim brzuchu Lukasa głowa. Stopy miałam oparte o Dymitra, który siedział na końcu łóżka. Peeta leżał na podłodze i był maltretowany przez Prim za to Jessica i Christian rozmawiali o czym na balkonie.
- Muszę z wami porozmawiać - powiedziałam ściszonym głosem - Muszę podjąć decyzję, a że jesteście dla mnie ważni - spojrzałam po kolei na wszystkich - Umieram albo zapominam, co powinnam wybrać? - już przestałam siebie oszukiwać. Nie mam innego wyboru. Jestem tylko zwykłą dziewczyną nie mogę, nie potrafię naginać takich zasad. Jeżeli wybiorę, że chce umrzeć to koniec - Nie chce was zapomnieć. Nie wiem czy do was to dociera ale zostało mi tylko 4 dni.
- Dreena przestań - odparł cierpko Lukas
- Bo co? - wstałam z łóżka - To jest rzeczywistość umieram lub zapominam. Dwa wyjścia. Nie musicie mi pomagać ani wyrażać swojego zdania, tylko kurwa proszę was bądźcie przy mnie! - krzyczałam - To jest dla mnie trudne. Muszę wybrać co dla mnie najlepsze z tych najgorszych wyborów. Wszystko było by dobrze gdybym tutaj nie przyjechała. Wciąż byłabym obojętna na inne osoby, nie miałabym wyrzutów sumienia, że coś zrobiłam. Wróciłam tutaj i nagle wszystko wróciło. Ten cały pieprzony ból o tutaj - wskazałam na swoją klatkę piersiową i otarłam łzy - Wszystko inaczej by się potoczyło, umarłabym nie wiedząc o tym, że Jakszini musi zasiąść na tronie. Ale jak zawsze coś muszę zepsuć.





Przeprasza, że spóźniłam się dzień. Mam nadzieje, że nie jesteście źli ; )


Wasza Dreena ☺