wtorek, 22 października 2013

Rozdział "Płacz, to co jeszcze jej zostało"

- Zastanawialiście się jak to jest kiedy na waszych barkach jest tak duża odpowiedzialność? - spojrzałam po wszystkich. Stałam na środku pokoju a reszta siedziała na łóżku albo na podłodze i przyglądali mi się - Wiecie jakie to uczucie jest cholernie przytłaczające? Próbowałam uciec przed tym. Udało mi się. Na dwa lata miałam spokój. Uciekłam przed tym wszystkim - mówiłam donośnym głosem - Uciekłam przed wami - dodałam ciszej
- Przed nami? - zapytała oburzona Prim 
- Tak ale nie zrozum mnie źle - odparłam szybko - Zrobiłam to dla was, żeby nikt ani nic was nie skrzywdziło, a zwłaszcza żebym ja was nie skrzywdziła. Wy nie mogliście tego czuć ale ja z dnia na dzień czułam się gorzej. Przez te dwa lata próbowałam wyciszyć te uczucie. Zabijałam innych ludzi i istoty nadprzyrodzone by zagłuszyć to uczucie. Udawało się dopóki organizacja nie kazała mi tutaj przyjechać.
- Dreena bo Twoim przeznaczeniem jest być tutaj z nami. Nie rozumiesz? - odparła Prim
- Mylisz się, moim przeznaczeniem jest być królową. Mogę was przepraszać za to, że was w to wciągnęłam ale to nie miałoby sensu, ponieważ i tak odejdę. Ja już się z tym pogodziła a wy?
- Damy radę, przecież ostatnio też zostawiłaś nas na dwa lata. Jak wtedy daliśmy radę to teraz też damy - warknął Lukas i wyszedł z mojego pokoju.
- Lukas - powiedziałam smutnie kiedy zatrzasnął drzwi. Wzięłam oddech i niechętnie spojrzałam ma resztę - Też wyjdziecie? 
- Dreena nie tylko Tobie jest ciężko. Jesteś dla nas bardzo ważna i nam jest ciężko się pogodzić z tym, że odejdziesz - Jessica powiedziała cicho
- Zostało nam 4 dni, wykorzystajmy je by wam ulepszyć życie - uśmiechnęłam się lekko - Pójdę po Lukasa - wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Pokierowałam się w stronę salonu i ujrzałam Lukasa przed telewizorem. Usiadłam obok niego i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Leciała właśnie bajka  Scooby-Doo - Jak się czujesz? - zapytałam spoglądając na niego. 
- Nie chce Cię tracić - odparł i szturchnął mnie łokciem. 
- Wciąż będziesz miał wspomnienia - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam się do niego.
- Ale Ciebie nie będzie. Dwa lata wytrzymałem ale Dreena jeżeli odejdziesz to ja też - spojrzał mi w oczy i ujrzałam to czego nie chciałam. Jego oczy wyrażały, że nie kłamie. 
- Lukas bądź poważny - westchnęłam
- Pamiętasz jak się pierwszy raz pocałowaliśmy? - uniósł brwi, przytaknęłam - Zostaliśmy wtedy połączeni. Prąd, który Cię wtedy kopnął to było połączenie się dusz. Jeżeli odejdziesz to i ja wtedy odejdę - dotknął mojego policzka ale po chwili szybko zabrał dłoń. 
- Można to jakoś odłączyć? - zapytałam niepewnie. 
- Dreena - Lukas z oburzeniem mruknął. 
- Tylko spytałam, jeżeli jest jakiś sposób to chce to zrobić. 
- Czy ty w ogóle słyszysz co mówisz? - zapytał mnie Lukas oburzonym głosem. 
- Tak. Lukas to pomoże Ci. Wciąż będziesz mnie pamiętał i nasze wspomnienia ale nie będziemy połączeni. Nie będziesz musiał aż tak bardzo cierpieć - wstałam z kanapy - Z kim muszę się skontaktować?
- Serio myślisz, ze pomogę Ci? - zaśmiał się 
- Lukas nie wkurzaj mnie. To nie jest zabawne. Chce Ci pomóc. Powiesz mi czy nie? 
- Musisz odezwać się do Horacego a on Cię dalej pokieruje do odpowiednich osób - odparł nie patrząc na mnie. 
- Idę powiedzieć reszcie, że wychodzę, jeżeli chcesz to możecie zostać u mnie dopóki nie wrócę 
- Idę z Tobą. 
- Nie, nie idziesz - zaśmiałam się i wbiegałam po schodach. Weszłam do pokoju i zastałam wszystkich leżących na moim łóżku - Muszę wyjść, zostaniecie sami u mnie dobrze? - wszyscy spojrzeli po sobie 
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, sama to muszę załatwić - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Na schodach minęłam się z Lukasem
- Dreena tu też chodzi o mnie, powinienem iść z Tobą - chwycił mnie za łokieć. Wywróciłam oczami.
- Dobra chodź - mruknęłam i szybkim krokiem wyszłam z domu.
         Po około 15 minutach doszliśmy do hali pod szkołą. Lukas całą drogę milczał. Nawet jakby zaczął mówić to nie miałabym ochoty na rozmowę.
- Witaj Dreena - Horacy przywitał mnie na wejściu ale po chwili z jego twarzy zniknął uśmiech - Co jest?
- Mam sprawę a podobno masz znajomości - wycedziłam szybko. Horacy rozejrzał się i po chwili pokazał drzwi, których nigdy wcześniej nie i\widziałam. Pomieszczenie było małe i śmierdziało. Stanęłam przy ścianie tuż obok Lukasa a Horacy stanął naprzeciwko mnie.
- Mówcie o co chodzi - powiedział szybko.
- Chce rozłączyć więź - powiedziałam na co Lukach cicho prychnął pod nosem. Horacy wpatrywał się we mnie dłuższą chwile jakby analizował właśnie to co powiedziałam - To jak?
- Oj Dreena Dreena ty zawsze mnie zaskakujesz - westchnął - Dobrze pomogę Ci a kogo chodzi? - spojrzałam na niego i kiwnęłam w kierunku Lukasa - Lukas współczuje Ci - spojrzał na niego z żalem.
- To dla jego dobra i już odpuść dobrze? - odparłam lekko wkurzonym głosem.
- Spokojnie - uśmiechnął się do mnie - Pokaże wam drogę do mojej koleżanki, która pomoże wam rozwiązać więź. Ale jesteś pewna, że to chcesz zrobić? - przytaknęłam głową i zrobiłam krok do przodu by go popędzić - Lukas a ty? - spuściłam wzrok na dół i wsłuchałam się.
- Taa - powiedział cicho.
- Dobrze skoro tego chcecie - westchnął i rzucił szklaną kulą w ścianę. Kula znikąd się znalazła u niego. Lekko zaskoczona spojrzałam na Lukasa. Uśmiechnął się tylko do mnie - Dobrze idźcie tam a potem ona was odeśle kiedy skończy z wami - spojrzałam na ścianę i ujrzałam błękitną barierę, podobną do tafli wody. Wyciągnęłam do Lukasa dłoń i wciągnęłam go w przejście. Uczucie było podobne do tego przenoszenia jakiego ja używam. Tylko to było inne. Delikatne. Uczucie jakie towarzyszyło mi to bezpieczeństwo. Otworzyłam oczy i ujrzałam pokój ozdobiony mnóstwem błyskotek i różnych pierdół. Poczułam jak Lukas pociera moją dłoń kciukiem. Spojrzałam na nasze dłonie a po chwili przeniosłam na niego wzrok. Kocham go, pomyślałam i po chwili puściłam jego dłoń.
- Witam was - usłyszałam stary głos a potem ujrzałam niską staruszkę.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko - Przyszliśmy by...
- Wiem po co jesteście - przerwała mi - Usiądźcie - wskazała na kwa krzesła. Zrobiliśmy tak jak kazała. Usiadła na krześle naprzeciwko nas - Jesteście pewni swojego wyboru? - spojrzała tylko na mnie.
- Tak - powiedziałam pewnie. Uchyliła w moim kierunku głowę.
- Zastanówcie się dlaczego to robicie i kiedy poczujecie potrzebę ucieczki kierujcie się w kierunku światła. Przejdziecie oczyszczenie dzięki któremu zostanie usunięta więź. Będzie to trudna droga ale jeżeli wam zależy na rozłączeniu to dacie radę. Pamiętajcie dlaczego to robicie to jest jedyna zasada. Droga sama układa się do pary połączonej. Jakie będą rezultaty i co będziecie przechodzili zależy tylko od was - staruszka mówiła zachrypniętym głosem i często robiła pauzy by wziąć oddech - Teraz zamknijcie oczy i chwyćcie się za dłonie. Pomyślcie dlaczego to robicie i stronę światła powodzenia - staruszka sypnęła w nas szarym popiołem i znaleźliśmy się w szarym pomieszczeniu. Nie wiem czy to było pomieszczenie, nie było ścian, podłogi ani sufitu, bardziej przypominało to kule.
- Lukas nie ma odwrotu - szepnęłam i chwyciłam go za dłoń - Pamiętaj dlaczego to robimy, proszę Cię nie poddaj się - skupiłam się na celu. Musiałam uwolnić Lukasa ode mnie. Musiałam pozwolić mu być wolnym. Poczułam ciepło i ujrzałam światło. Powoli zaczęłam puszczać dłoń Lukasa i nasze palce się rozłączyły.
- Kocham Cię - usłyszałam cicho dwa słowa wypowiedziane przez Lukasa.
       Znalazłam się na cmentarzu. Rozejrzałam się i także dojrzałam Lukasa. Stał jakieś 15 metrów ode mnie i wpatrywał się we mnie.
- Uważaj! - usłyszałam stłumiony jego krzyk a po chwili znalazłam się na ziemi. Ktoś albo coś przygniatało mnie. Ciężar znikł i szybko podniosłam się. Ujrzałam demona. Z jego ust leciała krew a w jego dłoniach jarzył się ogień. Ustawiłam się w pozycji bojowej i rzuciłam się na niego. Pchnęłam go mocą przez co upad na ziemię. Skoczyłam na niego i parę razy kopnęłam go w głowę. Wydał z siebie syk a po chwili w jego dłoni znalazł się sztylet. Mocą wyrwałam mu go z dłoni i wbiłam mu je w gardło. Nachyliłam się i wyciągnęłam rękojeść. Obejrzałam się i ujrzałam Lukasa okładanego szponami jakiegoś demona. Biegiem ruszyłam do niego ale napotkałam barierę. Odbiłam się od niej i upadłam na ziemie. Spojrzałam na swój strój. Byłam ubrana w czarny kombinezon. Wsunęłam sztylet za pasek i wstałam z ziemi.
- Lukas! - krzyknęłam i oparłam dłoń o ścianę, która nas dzieliła. Nagle zostałam przeniesiona. Znalazłam się sama na w bibliotece. Rozejrzałam się nerwowo szukając Lukasa. Nadaremnie nie było go. Ujrzałam na końcu pomieszczenia mężczyznę siedzącego za biurkiem. Pobiegłam do niego i oparłam się o biurko.
- Widział pan może chłopaka? Brunet o niebieskich oczach, pokaleczony strasznie.
- Siadaj panienko - nagle za mną znalazło się krzesło i mimowolnie usiadłam - Jestem Sebastian najstarszy z elfów - uśmiechnął się lekko - Jak widzisz to jest moja biblioteka. Trafiają do mnie tylko ludzie, którzy potrzebują mojej pomocy. Tak więc pytaj - rozłożył przede mną ręce w geście otwartości.
- Gdzie mój przyjaciel?
- Przechodzi drogę tak samo jak ty - odparł
- Jest bezpieczny?
- A czy ty jesteś bezpieczna w tej chwili? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie - Musisz zadawać pytania związane z Tobą.
- Czy można ominąć lub nagiąć zasady tronu Jakszini?
- Jesteś pierwszą Jakszini, która o to pyta. Odpowiedz jest taka, że nie - uśmiechnął się i wyciągnął kartkę.
- Nie ma możliwości?
- W świecie istot nadprzyrodzonych nie na darmo rodzi się Jakszini. Jej przeznaczeniem jest zasiąść na tronie.
- Sebastian czy muszę zapomnieć o moim życiu?
- Tak, jest to część rytuału, który pozwoli Ci na nowe życie jako królowa - osunęłam się na krześle zdesperowana.
- Dlaczego się tutaj znalazłam?
- Chciałaś się dowiedzieć czegoś o sobie. To ty wybierasz swoją drogę pamiętaj.
- Ale ja nie mam pojęcia co chce wiedzieć - westchnęłam i rozejrzałam się.
- Ruszysz dopiero w dalszą drogę kiedy tutaj spełnisz zadanie - uśmiechnął się. Zamknęłam oczy.
- Powiedz mi co ja chce wiedzieć
- Nie Mirabello tak to nie działa - zaśmiał się - Chodź pokaże Ci coś - wstał ze swojego krzesła a po chwili znalazłam się obok niego - Widzisz? - skazał na portrety na ścianie. Ukazywały pięknie kobiety w jednakowych koronach - To są królowe świata istot nadprzyrodzonych. Każda z nich musiała zrezygnować ze swojego życia. Każda osobno musiała opuścić bliskie osoby i zacząć nowe życie. Spójrz na nią - wskazał na czarno białe zdjęcie kobiety - Jest to Diana Montoja. Była ona pierwszą królową. To ona zapisała zasady. Dzięki niej wciąż nasz świat istnieje - chwycił mnie pod ramię i zmusił bym poszła dalej - A teraz spójrz na nią - wskazał na kolejną piękną kobietę ale tym razem bez korony - Jest to Izabell Montoja. Wybrała ona śmierć. Była ona pierwszą Jakszini, która wolała umrzeć niż zasiąść na tronie.
- Dlaczego?
- Kolejna. Beverly Montoja. Była kolejną Jakszini, która wybrała śmierć - pociągnął mnie za dłoń i przedstawił kolejne 8 kobiet, które wybrały śmierć.
- Sebastianie dlaczego mi pokazujesz tylko, te które wybrały śmierć? - zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
- Mirabello pokazałem Ci dziesięć kobiet, które wybrały śmierć zamiast tronu. Żadna nie otrzymała korony jak i życia, ponieważ nie można ominąć zasad.
- Dlaczego wybierały śmierć? - zapytałam niepewnie.
- Każda z nich wybrała miłość. Nie były to najmądrzejsze decyzję. Umarły w imię miłości.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczyłam brwi.
- Mirabello miłość jest ślepa a zwłaszcza dla Jakszini. Wybierają one sobie jednego mężczyznę na całe życie.
- Poprzez więź prawda? - mruknęłam
- Tak - odparł smutnie.
- Można to nazwać klątwą. Diana Montoja, zapisała to - chwycił mnie za dłoń i wciągnął między regały ksiąg. Wyciągnął zakurzoną złotą księgę. Położył ją na ziemi i otworzył - Księga jest pisana tylko i wyłącznie dla Jakszini. Skup się a odczytasz księga ukaże Ci to co szukasz - usiadłam na ziemi i przyjrzałam się niej.
"Droga Jakszini jak miło, że mnie czytasz. Skoro zasięgnęłaś mojej księgi to znaczy, że potrzebujesz pomocy. I takiej uzyskasz ode mnie... Jakszini ma wielki dar. Ma nieograniczoną moc, która poszerza się i nikt nie zna jej ograniczeń... Nie ma możliwości by wybrać inną drogę niż śmierć lub tron. Bycie Jakszini to dar, którego nie można się wyprzeć... Oh więź jest to mój mały haczyk, który ukazuje, która Jakszini jest prawdziwą, królową. Miłość potrafi zniszczyć wszystko. Jest to największe uczucie jakie może człowiek lub istota nadprzyrodzona czuć. Miłość wiąże się z dobrem i złem. Może obudzić w nas dobre cechy lub złe... Jakszini nie ma dużego i trudnego wyboru. Śmierć lub tron... To jest brutalne ale musiałam być pewna, że Jakszini odda się swojej pracy, dlatego jest zapomnienie. Na tronie nie może usiąść Jakszini, która nie jest pewna swoich uczuć do mocy. Musi być w pełni oddana sobie. Musi być rozsądna i patrzeć tylko w przyszłość. Tron albo śmierć. Gdyby nie odeszła z tego świata wciąż byłaby Jakszini, przez co kolejna królowa nawet nie urodziłaby się... Nie musi zapominać poprzedniego życia. Będzie je widziała jak za mgłą na tyle by niektóre momenty mogły jej pomóc podejmować decyzje jako królowa... Przed Tobą ciężki wybór. Wybierz rozsądnie, ponieważ to co teraz wybierzesz decyduje o Twoim życiu... Niech żyją Jakszini!"
Zatrzasnęłam księgę i oparłam się o regał. Schowałam twarz w dłoniach.
- Mirabello proszę chodź ze mną, coś jeszcze Ci pokaże - wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać. Poprowadził mnie do ostatniego portretu. Przedstawiał on moją mamę w koronie - Twoja mama służyła nam równie godnie jak Diana. Niektórzy nawet powiadają, że jest ona podoba do niej. Kobieta, która potrafiła jednym słowem udobruchać władze, który chciał wszcząć wojnę. Kobieta, która zawsze miała czas dla swoich ludzi. Robiła dla nich wszystko co mogła. Godnie służyła światu istot nadprzyrodzonych - spojrzał na mnie - Pamiętaj o tym, że niezależnie co wybierzesz nikt nie będzie Cię osądzał, ponieważ jesteś Jakszini. Największa z największych.
- Dziękuje dostałam odpowiedź - powiedziałam i nagle upadłam.
           Znalazłam się w pomieszczeniu w dziećmi w różnym wieku. 5-latkami, 10-latkami, 17-latkami każdy z nich rozmawiał ze sobą. Nagle go sali weszła pani i nastała cisza.
- O to Mirabella Montoja - wskazała mnie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam po dzieciach - Dobrze dzieci przedstawcie nam wszystko co macie na temat miłości. Dzieci po kolei podchodziły do mnie. Pierw przyszły dzieci najmłodsze. Dawały mi rysunki swoich rodzin i opowiadały jak bardzo są dla nich ważne. Kolej była na dzieci nieco starsze. Podeszła do mnie dziewczyna i przedstawiła się jako Rose.
- Witaj - odparłam do niej - Ile masz lat?
- 16 - powiedziała i uśmiechnęła się lekko - Opowiem pani trochę o mnie. Rodzice mnie zostawili i zostałam wysłana do rodziny zastępczej. W nowej szkole poznałam chłopaka. Miał on brązowe oczy i był nieziemski. Nazywał się Tyler. Był on specyficzny, ponieważ wyróżniał się od swoich kumpli. Zakochałam się w nim a on we mnie. Niecały rok a ja oddałabym za niego życie. Jednak miał on jedną wielką wadę. Miał sekret. Dzień, w którym się dowiedziałam co to za tajemnica zaliczam do najgorszych. Nienawidzę go za to co mi zrobił. Tyler był wampirem. Podczas pewnej nocy, pokazał mi swoją twarz. Nie chciałam go więcej znać. Kiedy go zostawiłam, zaczął zabijać wszystkich moich najbliższych. Powiedział, że pod jednym warunkiem zaprzestanie to. Musiałam pozwolić mu się przemienić. Oczywiście pozwoliłam. Moi zastępczy rodzice wywalili mnie z domu. Przyjaciół nie miałam bo on ich wszystkich zabił. Zostałam sama z tym potworem. Sama byłam potworem. Kochałam go ale nie chciałam by on żył. Zabiłam go i zjadłam jego serce kiedy jeszcze biło. Wiedział, że umrze tak kiedy wyrywałam mu serce z klatki. Jego ostatnie słowa brzmiały tak "Stworzyłem potwora gorszego ode mnie". Więcej już nic nie powiedział - wpatrywałam się je jej twarz. Z delikatnej buzi zmieniła się na złą i niezadowoloną dziewczynę. Widziałam ból w jej oczach. Kochała go a go zabiła. Zabiła ich miłość. Wolała być sama niż z nim.
         Kiedy wysłuchałam wszystkie dzieci, pora naszła na mnie.
- Poznałam go gdy miała, 16 lat. Przyszedł do mnie do domu i przedstawił się jako Lukas. Od samego początku był dla mnie idealny. Kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy zostaliśmy połączeni. Wybrałam go na mężczyznę swojego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam tego. Powoli zaczynałam go kochać. Stawał się on mężczyzną, którego pragnęłam całym sercem. Mieliśmy też złe dni ale jeden zalicza się do najgorszych. Przyłapałam go na zdradzie, która nie była zdradą. Uciekłam na dwa lata do organizacji, gdzie zabijałam wszystkich, których kazano mi sprzątnąć. Wróciłam niedawno i moja miłość do niego nie zmalała. Wciąż go kocham i nie chce by o mnie zapomniał ani ja o nim. Przed sobą mamy ciężki wybór i muszę zerwać więź między nami.
- Bądźcie razem - powiedziała jakaś mała dziewczynka.
- Nie możemy - wytarłam policzek z łez - Muszę zasiąść na tronie i pozwolić wszystkim moim bliskim odejść. Pomimo, że go kocham nie mogę z nim być - już nie mogłam zatrzymać łez. Spływały po moich policzkach. Dzieci jak i wszystko inne powoli zaczęło się rozmazywać.
                 Znalazłam się tuż przy tej samej staruszce, która wysłała mnie w tą drogę.
- To jeszcze nie koniec - odparła i chwyciła mnie za dłoń - Ta droga kończy się tylko dobrze dla jednej strony i w tym przypadku ty kochanie kończysz ze złamanym sercem.
- Co pani mówi? - zmarszczyłam czoło.
- Droga, którą przeszłaś przerywa więź. Tej osobie, której bardziej zależy na przerwaniu cierpi. On zapomni o uczuciu do Ciebie. Będzie pamiętał wszystkie wspomnienia ale nie będzie Cię kochał - wyszeptała. Miałam ochotę krzyczeć. Nie tak miało być. Oby dwoje mieliśmy przerwać więź.  Staruszka rzuciła we mnie szarym popiołem - Teraz jest koniec.
                    Pojawiłam się obok Lukasa w tej samej szarej kuli. Spojrzałam na niego i nagle we mnie wszystko wybuchło. Odsunęłam się od niego i zatrzymałam w sobie wszystkie emocje.
-  Udało się? - zapytał mnie podchodząc bliżej
- Tak udało się - wymusiłam uśmiech - To już koniec. Nic nas już nie łączy i żadne z nas nie będzie pamiętało uczucia miłości do siebie - skłamałam i przytuliłam go.
- Ale ja jeszcze czuje, że Cię kocham - szepnął
- To minie kiedy stąd wyjdziemy, nie martw się - odsunęłam się od niego próbując nie płakać - Gotowy?
- Kocham Cię - powiedział i przyciągnął mnie do siebie - Odwróćmy to wszystko błagam Cię.
- Nie można - szepnęłam walcząc sama ze sobą. Toczyłam wojnę z moimi uczuciami. To co własnie czułam było nie do opisania. Jakby ktoś odebrał mi cząstkę mnie. Dużą cząstkę mnie - Kocham Cię Lukas - ledwo wyjąkałam - Bardzo mocno Cię kocham, pamiętaj o tym - dodałam.
- Dreena jesteś moją kobietą. Kocham Cię - pocałował mnie. Odepchnęłam go a po moich policzkach już spływały łzy.
- A ty jesteś moim mężczyzną - szepnęłam a po chwili spojrzałam w górę - Nie dam rady już! Wystarczy! Koniec! - wykrzyczałam i nagle szara kula zmieniła się na mój pokój. Byłam w nim sama. Sama z tym bólem. Bez Lukasa, bez części siebie.







Mam nadzieje, że uroniliście przynajmniej łzę tak jak ja kiedy pisałam rozdział. 


Przepraszam, że dopiero teraz dodaje rozdział ale nie byłam wcześniej gotowa by go napisać. 

Miłego czytania i liczę na komentarze, ponieważ jeszcze parę rozdziałów i kończymy       Pod Osłoną Cienia.





Wasza Dreena ☺

4 komentarze:

  1. Nie wierzę... nie tego się spodziewałam... cudowny odcinek, ale tak bardzo bolesny..
    .:Ta co buja w obłokach:.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się tego, że łączy ich więź. Ani też tego, że ją zerwą. Och.. Szkoda mi Mirabelli.

    OdpowiedzUsuń
  3. jesteś genialna ! zazdroszczę Ci twojej ogromnej wyobraźni.. bo trzeba ją mieć żeby opisać tak szczegółowo wszystko ;)
    szkoda, że zerwali więź... lubiłam Lukasa z Dreena tworzyli taką świetną parę...

    OdpowiedzUsuń
  4. nienawidzę cię ,__,
    jak mogłaś?!
    No pfffff
    I 10 minut po przeczytaniu rozdziału nadal ryczę ;-;
    Masz ich naprawić!
    CZY TY MNIE KURWA ROZUMIESZ?!
    masz ich do chuja pana naprawić!
    Bo jak nie to będę cie męczyć 24/7 aż zmiękniesz!
    NIENAWIDZĘ CIĘ <3
    // Twój mały terrorysta :3 Kamz. <3

    OdpowiedzUsuń