wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział LVII

Odsunęłam się od niego lekko by utrzymać między nami jakiś dystans ale napotkałam plecami ścianę. Uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam dłonie o jego tors. Cały On działał na mnie niewytłumaczalnie. Było coś między nami ale on próbował się tego wyprzeć. Teraz jego silna wola powoli odpadła i zbliżał się do mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie a on odgarnął mi włosy z twarzy. Stanęłam lekko na palcach i wyszeptałam mu do ucha :
- Na co czekasz ? Zrób to - spojrzałam na niego. Uśmiechał się delikatnie jednak po chwili spojrzał w górę a potem znowu na mnie.
- Będę tego żałował - wymamrotał po czym odsunął się ode mnie - Będę czekał przed sklepem księżniczko - odparł i szybko wyszedł z przebieralni. Westchnęłam i ściągnęłam z siebie sukienkę. Ubrałam się i pokierowałam się w stronę kas. Zapłaciłam za sukienkę i wyszłam ze sklepu. Przy barierce stał Horacy i wpatrywał się we mnie. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się lekko. Stanęłam obok niego i westchnęłam.
- Myślisz, że też kiedyś założę taką rodzinę ?- zapytałam wpatrując się w jakąś rodzinę. Mężczyzna trzymał kobietę za dłoń a dwójka dzieci szła przed nimi
- Przykro mi ale nie
- Czekaj co ? - spojrzałam na niego.
- Kiedy zasiądziesz na tronie to tak jakby staniesz się bezpłodna - odparł patrząc w inną stronę.
- Czyli przed osiemnastką muszę mieć dziecko ?
- Nie musisz mieć dziecka ale powinnaś mieć kogoś kto mógłby Cię zastąpić na tronie po śmierci - powiedział wciąż nie patrząc na mnie.
- Nie ma mowy bym zasiadła na tronie.
- Dreena musisz - westchnął
- Ale nie chce - odparłam stanowczo
- Czasami trzeba zrobić coś na co nie mamy ochoty - spojrzał mi w oczy.
- Dobrze ... - mruknęłam - Po prostu już chodźmy - dodałam cicho. Przytaknął głową i ruszył w kierunku wyjścia. Podążyłam za nim wciąż myśląc o tym co powiedział. Przecież to było nie możliwe ale coś mi nie pasowało. Miałam rok kiedy moja mama już była królową. Albo tuż po moim urodzeniu zasiadła na tronie albo nie jestem jej dzieckiem ale to odpada, ponieważ jestem Jakszini.
- Dreena czy ty mnie słuchasz ? - przerwał mi moje rozmyślanie i poczułam się jak w transie.
- Gdzie jesteśmy ?
- Na parkingu - powiedział patrząc na mnie ja na głupka - Przecież wszędzie są samochody to oczywiste.
- Coś jest nie tak - odparłam rozglądając się nerwowo na boki - Ktoś ty jeszcze jest i nie jest sam - wyszeptałam.
- Trzymaj się blisko mnie - chwycił mnie za nadgarstek. - Pamiętasz gdzie stoi samochód ?
- Oni nas nie widzą - dłonią zasłoniłam mu usta. Uwolniłam rękę z jego uścisku i wskazałam na swoje ucho.
- Dreena nie wygłupiaj się - odparł patrząc ponownie na mnie jak na głupka. W pewnym momencie coś rozmiarów człowieka rzuciło się na Horacego. Spanikowałam i odsunęłam się od tego. Było koloru szarego i miało łuski. Dłonie i stopy miało zakończone wielkimi pazurami. Przeraźliwy krzyk i bestia nie miała głowy - Dziękuje Ci za pomoc - odparł z wyrzutem. Rzuciłam się na niego zasłaniając mu buzie. Przygwoździłam go do ziemi i rozejrzałam się dookoła. Wciąż wyczuwałam to. Podniosłam się z niego i oparłam się o samochód. Do głowy wpadł mi idealny pomysł ale jedno słowo skierowane do Horacego skończy się napadem na nas. Zamknęłam oczy i skupiłam się na łączeniu alarmów, w każdym samochodzie na parkingu. Po chwili każdy samochód przeraźliwie wył. Chwyciłam Horacego za dłoń i upewniłam się, że wciąż mam diw torby z zakupami.
- Auto ! - krzyknęłam a on pędem ruszył przez parking. Ledwo nadążałam za nim ale w końcu dobiegliśmy do samochodu. Wleciałam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Po chwili za kierownicą usiadł Horacy i z piskiem wyjechał z parkingu - Co to było ? - wyjąkałam
- Nie mam pojęcia ale mnie bardziej ciekawi jak ty to wyczułaś ? - zatrzymał się na czerwonych światłach i spojrzał na mnie.
- Nie wiem ale to było dziwne uczucie jakby cały mój mózg skupił się tylko na tym czymś - wzięłam głęboki oddech.
- Najbardziej mnie bawi to, że wciąż masz swoje zakupy - zaśmiał się i ruszył - Odwiozę Cię do domu i lecę do Akademii muszę to wszystko wyjaśnić - odparł.
               Po 10 minutach zatrzymał się pod moim domem i oparł głowę o kierownice.
- Stało się coś ? - zapytałam dotykając jego ramienia.
- Mogło Ci się coś stać, nigdy bym sobie tego nie wybaczył - przekręcił głowę i spojrzał na mnie.
- Ale nic mi się nie stało więc się martw. Jest dobrze - zapewniłam go i otworzyłam drzwi od samochodu - Chcesz wejść ?
- Chyba nie powinienem, zobaczymy się za dwa tygodnie - pochylił się do mnie i pocałował mnie czule i długo w czoło. Spojrzałam mu w oczy i dotknęłam jego policzka - Nie możemy - wszeptał. Odsunęłam dłoń i położyłam ją na jego nodze.
- Powiedz a przestanę - mruknęłam a on przybliżył twarz do mojej.














Rozdziały będą co PIĄTEK, jeżeli pod rozdziałem będzie 5 komentarzy. 

7 komentarzy:

  1. No w końcu dodałaś nowy rozdział. Taki miałam zaciesz kiedy zobaczyłam nowy rozdział....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu ile ja czekałam na ten rozdział!!!! Już nie moge się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka najlepsza. :D
    Ogólnie to ciekawy ten rozdział, ale to przecież nie nowość u cb. ;p
    + Choracy ♥ - ciasteczko z niego. :D
    Czekam na nn. ;)

    Anonimka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Awhh <3 nie no oni są tacy uroczy no <3
    A Lucas to zwykły chuj -,-'
    Grrry .. czekam na kolejny Towarzyszu <3
    /Kamz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Juhu!!!!! jest już pięć komentów i więcej!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lukas jest okropny ale Horacy to ciachooooo

    OdpowiedzUsuń