piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział XLII

Lekkie szturchnięcia obudziły mnie ale nie miałam siły otworzyć oczy. Ponownie próbowałam powrócić do krainy morfeusza ale na darmo, ponieważ ciągle ktoś mnie szturchał.
- Zostaw mnie - syknęłam. Szturchnięcia nasiliły się. Nie wytrzymałam i otworzyłam oczy - Czego ? - warknęłam i spojrzałam na lekko speszoną twarz Horacego.
- Chciałem Cię przeprosić - wymamrotał pod nosem i spuścił głowę w dół.
- Zachowujesz się jak dziecko, które nawet nie umie przeprosić - rozejrzałam się pod samochodzie i zadałam sobie sprawę że siedzę w nim sama z Horacym. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam wielką szkołę identyczną jak w fotografii, którą mi wysłali. Spojrzałam na niego oczekując jakiegokolwiek słowa lub nawet spojrzenia bo nadal miał głowę spuszczoną - Wystarczyło by zwykłe przepraszam - westchnęłam i wysiadłam z samochodu. Wyciągnęłam z bagażnika moją walizkę i szybkim krokiem powędrowałam do wielkiej bramy. Gdy tylko pod nią stanęłam wyskoczyło dwóch mężczyzn ubranych w zbroje. Robiło się coraz zabawniej. Zmierzyli mnie wzrokiem po czym spojrzeli na siebie.
- Księżniczka Mirabella Montoja ? - odparł niższy mężczyzna.
- To niemożliwe - wymamrotał drugi mężczyzna i szturchnął swojego kumpla. Zaczęli między sobą rozmawiać jakby mnie tutaj nie było. Rozejrzałam się dookoła próbując jakoś zając się czymś. Byli tak pochłonięci rozmową na mój temat i Mirabelli że nawet nie zauważyli że zaczęłam przed nimi machać dłońmi.  Ten niższy zawzięcie twierdził ze jestem Mirabellą za to wyższy facet przeczył wszystkiemu i mówił że jestem tylko trochę podobna do niej ale to niemożliwe.
- Eeem przepraszam że przerywam wam pogawędkę na mój temat ale chciałabym wejść do środka - momentalnie odwrócili się do mnie i uśmiechnęli się głupio.
- Mówię Ci to ona - odparł szybko niższy.
- Imię, nazwisko i pochodzenie - spojrzał ostrym wzrokiem na swojego niższego kumpla po czym uśmiechnął się do mnie - Przepraszam Cię za niego ale niestety nic go nie zmieni.
- Dreena Smith Czarownica Jakszini - powiedziałam a ten niższy wykonał skok i zapiszczał.
- Mówiłem ! Mówiłem ! - krzyczał w kółko i skał naokoło mnie i swojego kolegi.
- Zamknij się to tylko zbieg okoliczności - wyższy warknął na niego - Jestem Tom a mój podniecony kolega to Greg - przejechał dłonią po bramie. Pod jego dotykiem brama poruszyła się jak tafla wody - Witamy w Akademii Jakszini - wskazał mi poruszającą się część bramy. Chwyciłam walizkę za rączkę i niepewnie wkroczyłam zza bramę. Znalazłam się na wielkim dziedzicu. Był kształtu koła i cały z kamienia. Naokoło niego rozkładały się wielkie łuki z kamienia, po których wiły się rośliny. Cały dziedziniec był wyłożony z kamienia a fontanna na środku dawała przepiękny urok temu miejscu. Jednak tego uroku nie mogłam dostrzec bo panował wielki chaos. Pełno ludzi przekrzykiwało siebie, inni biegali poszukując czegoś za to kolejni stali w grupkach i rozmawiali głośno. Wszyscy mieli ze sobą bagaże. Przecisnęłam się przez tłum i usiadłam na murku otaczającym fontannę. Wyciągnęłam telefon i ku mojemu zdziwieniu żadnych wiadomości od taty lub od kogokolwiek. W pewnym momencie usłyszałam kogoś krzyk a potem razem z telefonem wpadłam do fontanny a za mną osoba która mnie pchnęła. Najdziwniejsze w tym wszystkim było że fontanna nie miała dna. Musiałam podpłynąć do rzeźby kobiety. Wdrapałam się na nią i spojrzałam na sprawcę.
- Przepraszam - odparł szybko chłopak i podpłynął do mnie. Podparł się mojej nogi by utrzymać się na wodzie - Naprawdę przepraszam - uśmiechnął się do mnie i cała złość ze mnie znikła tak samo jak mój telefon - Nie chciałem, przepraszam Cię - ciągle powtarzał te słowo przepraszam i przepraszam.
- Dobrze - przerwałam mu - Serio już nie przepraszaj - zaśmiałam się pod nosem.
- Odkupie Ci telefon, przepraszam - odparł słodkim głosem.
- Nie musisz i tak miałam zmieniać telefon - uśmiechnęłam się życzliwie a on to chyba źle odebrał, ponieważ z łatwością wszedł na rzeźbę i usiadł obok mnie.
- Jestem Leo - wystawił do mnie dłoń i spojrzał mi w oczy. Czarny odcień jego oczu mnie pochłonął.
- Dreena - odparłam nieśmiało i uścisnęłam ledwo jego dłoń ponieważ ześlizgnęłam się z rzeźby i wleciałam do wody.
- Dreena ! - usłyszałam swoje imię i już nawet nie miałam ochoty na wyjście z wody.
- Co teraz odzyskałeś mowę ?! - wydarłam się i wspięłam się na murek. Horacy już na mnie czekał.
- Uspokój się i marsz się wysuszyć - wysyczał do mnie. Spojrzałam do niego i uśmiechnęłam się kwaśno.
- Sam się uspokój - odwróciłam się do niego plecami i wycisnęłam wodę z włosów.
- Dreena to jest Major Horacy przystopuj trochę - zwrócił się do mnie Leo. Wzruszyłam ramionami na odpowiedz. Niechętnie odwróciłam się do niego ponownie.
- Opiernicz rozumiem ale żeby duma nie pozwalała przeprosić - westchnęłam i rozejrzałam się dookoła. Chwyciłam walizkę i przecisnęłam się przez ludzi.
- Proszę o uwagę - odparła starsza kobieta a jej głos rozniósł się po całym dziedzińcu - Za chwile opiekunowie podzielą was w grupy po czym udacie się powoli do środka Akademii w celu przydzielenia pokoi - uśmiechnęła się do nas. Wyglądała zwyczajnie. Siwe włosy, zmarszczki i zachrypnięty głos. Zwykła starsza pani. Pewnie też śmierdziała jak starsza osoba.
- Dreena ! - Horacy mnie zawołał i niechętnie poszłam do niego. Stał pośród ludzi na około w moim wieku - Skoro jesteśmy już wszyscy to możemy zacząć - spojrzał na wszystkich po kolei. Stała nas garstka, sześć osób w tym ja - Ja jestem Major Horacy i od dzisiaj przez kolejne 5 lat będę waszym opiekunem - odparł a dwie dziewczyny zachichotały. Miały czerwone włosy i nie należały do szczupłych.
- Kiedy zajęcia sportowe się zaczynają ? - zapytał jakiś chłopak. Stanęłam na palcach by zobaczyć kto to.
- Dopiero na drugim roku - odparł Horacy a chłopak cofnął się do tyłu obok mnie. To był Leo - Dobrze za chwile powinien do nas dołączyć kolejny opiekun ... Właśnie idzie - doszedł do nas Magnus czyli że gdzieś w pobliżu musiała być Prim - Ma ktoś jakieś pytania ?
- Tak - odparłam pewnym siebie głosem a wszystkie pary oczy zwróciły się na mnie - Gdzie jest mój wampir ? - ciche szepty momentalnie się rozniosły po naszej grupie.
- Nie widziałem wampira od kiedy się zatrzymaliśmy - oznajmił Magnus.
- Zgubiliście głodną wampirzyce ? - odparłam kpiąco i skrzyżowałam ręce pod piersiami. Magnus uważnie mi się przyjrzał po czym podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy - Łapy precz ode mnie !
- Czemu nie poszedłeś z nią do Rode ? - Magnus z oburzeniem zwrócił się do Horacego - Wasze prywatne sprawy to co innego, tutaj chodzi o jej zdrowie - warknął na niego i pogłaskał mnie po głowie.
-  Nie dotykaj mnie ! - odsunęłam się gwałtownie i wpadłam na Leo. Przywarłam do niego plecami po czym objął mnie ramionami.
- Pójdziesz ze mną ją odprowadzić do  Rode ? - Magnus spojrzał pytająco na Leo.
- Jasne - odparł Leo i poczułam jak opiera brodę o moją głowę. Po chwili znalazłam się na jego rękach i szedł ze mną za Magnusem. Weszliśmy do szkoły i poprowadził nas do końca korytarza. Otworzył przed nami złote drzwi po czym wszedł do środka.
- Witajcie - przywitała nas wysoka blondynka - Co my tu mamy hmm ... - podeszła do mnie a Leo mnie postawił na ziemi - Czemu nikt z nią nie przyszedł wcześniej ?! - wydarła się i pociągnęła mnie za dłoń w stronę złotej kozetki - Jest agresywna ? - spojrzała przelotnie na Magnusa po czym jej wzrok znalazł się ponownie na mnie. Jej złote oczy uważnie się mi przyglądały.
- Zazwyczaj nie ale teraz jej się zdarza - oznajmił Magnus. Blondynka wstrzymała na chwile oddech po czym położyła dłonie na moich ramionach.
- Omnia erunt bene- odarła spokojnym głosem po czym jej dłonie zjechały po moich piersiach a po chwili znalazły się na brzuchu po czym jej zjechały jeszcze niżej do talii a potem do połowy ud. Stałam i pozwałam by obca kobieta mnie dotknęła. Po chwili zrobiło mi się zimniej, ponieważ stałam jedynie w bieliźnie.
- Co do cholery ? - wymamrotałam pod nosem po czym wykrzywiłam usta.
- Spokojnie - wyszeptała do mnie. Położyła mnie na złotej kozetce - Gdzie jest jej opiekun ? - zapytała surowym głosem - W tej chwili ma się tutaj znaleźć a wy macie stąd zniknąć - przyłożyła mi do czoła coś mokrego i poczułam się dziwnie spokojna ale także zła - Opowiedz mi co się wydarzyło - wyszeptała mi do ucha po czym uniosła coś nade mną. Było to dość długie i złote. Palący się koniec zwróciła ku mojemu gołemu ciału. Świeczka, tak to wyglądało jak świeczka. Krople wosku kapały na mój brzuch. Z każdą kroplą czułam wielki ból. Zaczęłam się dusić ale opowiedziałam jej historię z fontanną. W czasie kiedy opowiadałam jej ona cały czas lała na mnie wosk. Bólu już nie odczuwałam ale za to czułam wielką ulgę i spokój.
- Wzywałaś mnie Rode ? - do pokoju wkroczył dumnym krokiem Horacy.
- Wiesz że możesz zostać zawieszony - językiem zgasiła świeczkę i wyrzuciła ją do złotego kosza -  Takie zachowanie nie ujdzie Ci płazem - mina Horacego mówiła że nie był zadowolony. Nie dość że ja go dręczę to jeszcze teraz miał kłopoty.
- Nic się nie stało - usiadłam na kozetce a kawałek wosku odleciał z mojego ramienia - Był na mnie zły .
- Jest twoim opiekunem i to jego zadanie zadbać o twoje zdrowie - związała mi włosy w kitkę.
- Zawiodłem i to już nigdy się nie powtórzy Madame Rode, przepraszam.
- Nie mnie zawiodłeś i nie mnie powinieneś przepraszać - odparła i wskazała na mnie - To ją zawiodłeś kiedy Cię potrzebowała - przełknęłam ślinę i wstałam z łóżka. Zdrapałam wosk z brzucha, rąk i nóg po czym rozejrzałam się za moimi ciuchami.
- To nie ma znaczenia - westchnęłam - Pogodziłam się z tym, że mam takiego opiekuna i nie oczekuje od niego że będzie o mnie dbał - uśmiechnęłam się lekko i zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżko i schowałam twarz w dłoniach.
- Najbliższa doba będzie najtrudniejsza - blondynka powiedziała troskliwym głosem - Będzie miała ataki złości, nie będzie mogła oddychać i będzie widziała okropne rzeczy, których nasze oczy nie zobaczą - pogłaskała mnie po głowie - Nie może zostać sama, ponieważ może popełnić samobójstwo lub zrobić komuś krzywdę.
- Robi się coraz ciekawiej - mruknęłam pod nosem i wstałam z kozetki - Chciałabym moją walizkę i wampira - spojrzałam na Horacego - Dziękuje Ci - uśmiechnęłam się do blondynki. Przytuliła mnie i wsunęła karteczkę w dłoń.
- Słyszałeś ? Zaprowadź ją do pokoju i upewnij się że będzie dzieliła go z wampirzycą - odparła surowym głosem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam że tracę grunt pod nogami. Zmusiłam się do otworzenia oczu i spojrzałam na Horacego. Miałam ochotę go zabić, nawet nie mam pojęcia dlaczego. Uniosłam dłoń do góry a potem wszystko działo się tak szybko. Horacy leżący na podłodze, blondynka przytulająca mnie, jacyś mężczyźni w pokoju, potem coś zimnego na mojej głowie i ciemność.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czuje się okropnie i gdybym nie zaczęła pisać rozdziału wczoraj to chyba nigdy by nie powstał.
Nie mam siły nawet otwierać oczu i strasznie się czuje.
Nie miałam kiedy się rozchorować T.T


NAJLEPSZE CZYTELNICZKI NA ŚWIECIE TO TE KTÓRE CZYTAJĄ POD OSŁONĄ CIENIA 

4 komentarze:

  1. Jezuniu moje skarbie chora jesteś ?!
    Mam nadzieję, że leżysz w łóżku i w litrach wpierdalasz rosół!
    Rozdział wyjebany tylko za bardzo go nie rozumiem ale jak znam ciebie i twoje pomysły to w następnym wszystko się rozwiąże ;D
    Czekam na next
    Twoja czytelniczka no.1 Kaiss ;*
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Woow ;o Coraz ciekawiej się zaczyna robić.? Dree ma jakąś magiczną grypę czy co .? XD I ooooo Leoo . ♥ Ciekawa jestem kto dał ci motywacje do napisania rozdziału hmm.. ja .? ;D Zdrowiej kocie ♥/ Twoja O.

    OdpowiedzUsuń
  3. ostatnie zdanie - NO BA ! ;)
    tak jak Kaiss trochę nie ogarniam tego rozdziału.. ;p
    wracaj szybko do zdrowia ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz, pisz. I zdrowiej <3

    OdpowiedzUsuń