wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział XXXVI

Pomijając to, że całe schody były umazane krwią to byłam bardzo zdeterminowana znalezieniem Jessici całej i zdrowej. Demony zostały u góry i wiedziałam że wracając będę musiała się z nimi zmierzyć. Cały ten dom przyprawiał mnie o dreszcze i do tego uciążliwe mdłości. Byłam już w połowie schodów kiedy nadepnęłam na coś. Odskoczyłam szybko na wyższy schodek i ukucnęłam by przyjrzeć się bardziej temu. Był to but, ale nie taki zwykły to był but Jessici. Odłożyłam go na bok i popędziłam w dół. Wbiegłam w wielkie pomieszczenie, które było podzielone na małe pomieszczenia oddzielone żelazną siatką. Wyglądało to jak wielkie klatki dla ludzi. Zaczęłam przechodzić obok nich uważnie przyglądając się czy nie ma przypadkiem tam Jessici. Przeszłam obok jednej klatki i coś przykuło moją uwagę. Zrobiłam parę kroków w tył i ukucnęłam by zobaczyć co znajduje się w tej klatce.
- O mój bo-boże - wyjąkałam cicho i zakryłam dłonią usta. W klatce znajdowała się mała dziewczynka. Do rączek miała przywiązane łańcuchy, które były przybite go ściany. Jej nóżki były także związane łańcuchami i strasznie krwawiła. Spojrzała na mnie spod blond grzywki i uśmiechnęła się delikatnie. Jej włoski były w zaschniętej i świeżej krwi - Pomogę Ci - wyszeptałam - Cichutko bądź ... pomogę - dziewczynka uśmiechnęła się i opuściła główkę. Wstałam szybko i przebiegłam się po reszcie klatek poszukując Jessici. Potknęłam się i chwyciłam jednej z klatek by utrzymać równowagę.
- Co kurwa znowu przyszliście sprawdzić na ile mnie stać .!? - wydarł mi się znajomy głos - Otwórz te cholerne drzwi i po Tobie .! - potrząsnęłam klatką i wydałam z siebie odgłos typu "shhhh"
- Chcesz pomocy czy nie .? - wysyczałam a ona wywaliła wielkie oczy.
- Oni wiedzą że tu jesteś. Wynoś się stąd - rozkazała mi i dotknęła mojej dłoni przez szpary w siatce.
- Okej - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę schodów.
- Dobra. Uwolnij mnie - usłyszałam jej szept i odwróciłam się. Podeszłam do jej klatki i machnęłam dłonią. Kłódka otworzyła się a Jessica wybiegła z klatki rzucając mi się na szyje. Wyglądała okropnie. Jej tusz spływał po policzkach a sukienka była porwana. Nogi miała całe pokaleczone a z dłonie całe we krwi.
- Myślałam że wampiry same się umieją się wyleczyć - ujęłam jej dłonie i kciukami przejechałam po nich próbując znaleźć ranę.
- Bo tak jest ale to nie moja krew - pokiwała do mnie głową i popędziła w stronę drzwi - Nie bój się - odparła kiedy zdała sobie sprawę że za nią nie idę. Popędziłam do małej dziewczynki. Machnęłam dłonią i drzwi od jej klatki otworzyły się. Dziewczynka uniosła główkę do góry i uśmiechnęła się do mnie ukazując dwa kły znajdujące się na górze i dwa na dole.
- Uwolnię Cię tylko bądź bardzo cicho - odparłam szeptem a dziewczynka przytaknęła lekko główką. Nie mogłam machnąć ręką, ponieważ ona zwisa nad ziemią a jest zbyt ranna. Podeszłam bliżej jej i objęłam jej łańcuchy na nadgarstkach. Zamknęłam na chwile oczy i skupiłam się na uwolnieniu dziewczynki. Otworzyłam  oczy i poczułam że łańcuchy zrobiły się kruche jak wafelek. Puściłam jej nadgarstki i chwyciłam ją w pasie i delikatnie usadowiłam na ziemi. Chwyciłam za łańcuch, który obwiązywał jej nóżki.Odwiązałam go i spojrzałam na dziewczynkę z litością. Była śliczna mimo tych wielu okaleczeń. Chwyciłam ją delikatnie na ręce i wyszłam z jej klatki.
- Kiedy stąd wyjdziemy będę nazywać Cię bohaterką - odparła ściszonym głosem Jessica.
- Nie spodoba Ci się mój pomysł ale nie masz innego wyboru - spojrzała na mnie tym wzrokiem, który oznajmił mi że zgodzi się na wszystko - Jesteś ode mnie o wiele silniejsza - zaczęłam i podałam jej dziewczynkę na ręce - Masz z nią wyjść i nie oglądać się za siebie - i tu jej twarz stężała.
- I co dalej .? Wyjdę z nią i co .? Jak wrócimy .? A jeśli się coś Tobie stanie .? Dreena rozumiem że chcesz wszystkim pomóc ale pomyśl o sobie. Jesteś Jakszini i nie masz potomka twoja śmierć oznacza zgubę dla wszystkich istot - wyszeptała a w moich oczach pojawiła się powłoka z łez.
- Właśnie jestem Jakszini i mam pomagać innym - zamknęłam na chwile oczy by powstrzymać łzy a kiedy je otworzyłam kontynuowałam - Przy Joe jest mój duch, on wam pomoże się wydostać z tego pustkowia - zapewniłam ją i pogłaskałam po dłoni, która trzymała dziewczynkę.
- Dreena weź ją i uciekaj - chciała mi ją podać ale się odsunęłam.
- Gdybym mogła to przeniosłabym nas stąd do Joe ale moja moc jest tutaj ograniczona - odparłam cichym głosem i rozglądnęłam się dookoła - Wyjdziemy z tego zobaczysz, gdzie jest twój optymizm .?
- Znikł kiedy demony się do mnie dorwały - wymamrotała.
- Już się nie dorwą ja tego dopilnuje - wymusiłam uśmiech i spojrzałam w stronę drzwi - Gotowa .? - przytaknęła głową i ruszyłyśmy do góry. Uchyliłam delikatnie drzwi i wyskoczyłam przez nie. Było ciemniej niż ostatnio. Słońce które padało przez urwane drzwi prawie znikło. Usłyszałam wiele kroków naokoło mnie i poczułam Jessice za sobą. Uniosłam wysoko ręce do góry i zamknęłam oczy. Poczułam jak palce zaczęły mnie piec. Uniosłam głowę do góry i otworzyłam oczy. Poczułam fale gorąca palącego mnie od środka a potem moje dłonie zaczęły się palić. Miałam już zacząć panikować ale zdałam sobie sprawę że nie czuje żadnego bólu. Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam dłoń w kierunku jednego z demonów. Zajął się ogniem i zaczął się rzucać na boki krzycząc w niebo głosy. Zaczęłam wskazywać dłonią w każdym kierunku jaki mi popadł i prawie każdy z demonów się palił lub leżał już zwęglony - Czemu stoisz .!? Biegnij .! - wydarłam się do Jessici a ona znalazła się z dziewczynką na rękach już w drzwiach. Spojrzała na mnie i znikła poza domkiem.
- Zatrzymaj ogień .! - wydarł się jeden z palących demonów - Zatrzymaj a puścimy was wolno .! - uparł na kolana i spojrzał na mnie. Jego twarz była cała czerwona i cały się palił. Odór spalonych ciał unosił się w powietrzy i przyprawiał mnie o wymioty.
- Skąd mam mieć pewność że nas puścicie .? - wskazałam na ostatniego z demonów, który upadł na podłogę jak kłoda i spalił się błyskawicznie. Zostałam tylko ja i on. Wskazałam na niego i zacisnęłam dłoń powstrzymując ogień.
- Jestem Eryk - uśmiechnął się do mnie a jego spalone ciało wróciło do normy - Mam 1027 lat i jestem zaszczycony tym że mogę Cię poznać Jakszini - wstał na nogi z gracją i ukłonił mi się nie spuszczając wzroku z moich oczu. Pomachałam palcami by być gotowa by rzucić w niego ogniem.
- Przed chwilą Cię paliłam a teraz normalnie ze mną rozmawiasz .? - uniosłam go góry brwi i uważnie mu się przyjrzałam.
- Nie każdy ma okazje rozmawiać z Jakszini - obdarzył mnie uwodzicielskim uśmiechem, który wywołał u mnie wielkie mdłości - Jestem pod wrażeniem, wolałaś walczyć z nami niż pozwolić zginąć swojej wampirzycy i jakiejś obcej dziewczynce - przejechał językiem po swoich kłach. Nie były to dwa tak jak u wampira, u niego każdy ząb był ostro zakończony nadając mu przerażającego wyglądu.
- Czego chcesz .? - wysyczałam i uniosłam delikatnie płonące dłonie wyżej.
- Porozmawiać, poznać się bliżej - wzruszył ramionami a ja rozbiłam krok w stronę drzwi.
- To dziwne ale ja nie mam ochoty zaprzyjaźniać się z demonem - zrobiłam następny krok .
- Możesz iść, nie bronie Ci - uśmiechnął się do mnie i wskazał dłonią w stronę drzwi - Nie martw się spotkamy się jeszcze Jakszini nie zapomnę Ci tego że zabiłaś moich wszystkich ludzi i nawet się nie męcząc się przy tym.
- Następnym razem nie będę słuchała twoich błagań - uśmiechnęłam się złośliwie i wybiegłam z domu. Mimo iż słońce zachodziło jasność poraziła mnie po oczach. Czary, które rzuciłam na oczy nadal działały. Pomrugałam parę razy oczami i normalnie mogłam widzieć. Zobaczyłam daleko przed sobą błyskającą kulę. Pobiegłam do niej i zobaczyłam że Julia schowała Jessice i dzieci sobą. Pogłaskałam amulet i a Julia uśmiechnęła się do mnie i znikła. Jessica gdy tylko mnie zobaczyła rzuciła mi się na szyje płacząc.
- Bałam się o Ciebie, bardzo - przytuliła mnie mocno ale po chwili odsunęła ode mnie.
- Mówiłam że wyjdziemy z tego - uśmiechnęłam się i obejrzałam się za siebie. W rozbitym oknie ujrzałam twarz Eryka - Jak się trzymają .? - Chwyciłam Joe za dłoń a Jessica wzięła nieprzytomną dziewczynkę na ręce.
- Źle - powiedziała Jessica i chwyciła mnie za dłoń. Zamknęłam oczy i poczułam jak niewielka fala ciepła i szczęścia rozpala nie od środka. Nie było to takie samo uczucie jak za każdym razem jak się przenosiłam. Poczułam lekkie mrowienie i całe szczęście i ciepło wyparowało. Wszystko działo się zbyt szybko. Poczułam jak moc rozdziela mnie od przyjaciół a potem byłam sama w znanym mi pokoju ale nie moim tylko ...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hmmm powoli tracę zdolności pisania.
Mój mózg traci całą wyobraźnie.Nie wiem czy to minie czy nie ale jesteście skazani czytać to BADZIEWIE.


Przepraszam was bardzo że coraz gorsze rozdziały piszę. 

5 komentarzy:

  1. To nie jest badziewne ... Akurat ten mi się podobał :)
    A tak wgl to od dzisiaj nazywam Cię Terrorystką ;p
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. e..tam wydaje Ci się , są dalej świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. czytam i czytam , mega ciekawe opowiadanie, czekam na kolejne rozdziały ;)

    zapraszam do mnie: http://littlesweetbitch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń